środa, 17 listopada 2010

A ten czas

tak szybko leci. Coraz ciężej wygospodarować mi chwilkę, by usiąść w spokoju, skupić się i coś napisać. A to dlatego że wszytskiego wciąż pełno na głowie no i pełno do roboty. Cały tydzien praca praca, a w wekend nadrabianie zaległości w sprzątaniu, praniu, prasowaniu. Zakupy w sobotni wieczór to już coś normalnego - wracamy z siatami zapasów, dziećmi około 22 (no i z coraz mniejszą ilości kasy na koncie). Strasznie to życie drogie. No a własnie dzisiaj dowiedziałam się całkiem przez przypadek, że dział mój nie jest przewidziany w roku następnym do podwyżek. Nawet o inflację. Więc już definitywnie pora szukać czegoś bardziej intratnego. Roboty pełno w pracy, wykorzystują na maksa, a wypłata marna. Ale ponoć tak słyszę, że tak jest u nas na Pod.Dziwne. Co za prawo, rynek i reguły. W pracy nie ma czasu wejść na priva i coś porobić dla siebie, bo wciąż zadanie za zadaniem. A zwłaszcza teraz, gdy wyjazd w niedzielę na Karaiby no i potrzebne im prezentacje, trzeba poakceptować tematy, by coś pod ich nieobecnosć pchnąć do przodu. No i oczywiście problem z moim nieywkorzystnym urlopem 24 dni. Pewnie w przyszyłym tygodniu cos odpoczne od pracy. Zostane w domu, Flusia sprzedam teściowej i pomyje okna. Szkoda że podobnie jak od dzisiaj do soboty tak i od poniedziałku następnego do soboty nie będzie znów Pi.
Wytrwale chodzę na angielski, i nawet nie zająknę się by powiedzieć, że coś już moge pogadać. Pi mówi że jest o niebo lepiej. Często jadąc do pracy  mówimy sobie po angielsku. Tematy, zdania proste ale jest super.
No i tak biegnie dzien za dniem....czas leci ....

1 komentarz:

  1. piękny ten twój/mój przystojniak!! elegancik :)a co do czasu to....."zaiwania" hihihi

    OdpowiedzUsuń