niedziela, 23 października 2011

Powrót z zaświatów

Czy znów wpadnę w wir pisania postów? Być może. Czas sprzyja. Jesienna pogoda działa na mnie depresyjnie, życie wtedy wydaje się jednym wielkim gównem. Nie mam pomysłu na zmiany. Obawy przed zmianami są wielkie. Kiedy? nie wiem. Może nigdy nie starczy mi sił, i będę tak tkwić.

sobota, 3 września 2011

czasem tak bywa

że życie nie układa się po twojej myśli.
Ciężkie chwile za mną, a co przede mną to się okaże. Za tydzień znów będziemy już w kąplecie. Czy będzie lepiej?

niedziela, 10 lipca 2011

Długo tu mnie nie było

I pewno dzisiaj za dużo nie popiszę. Ale obiecuję że wkrótce nadrobię.
Wciąż dużona głowie, dużo się dzieje i w priv i w job.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Ja z wszystkim na głowie

Pi wyjechał. Wraca za dwa tygodnie. Szkoli się. Odpoczywa od Nas. Ja niestety nie odpoczywam. Praca, dzieci, obowiązki. Już za niecałe 4 tygodnie komunia Ka. Pierwsi goście zaproszeni. Dużo na głowie mam. Zbyt dużo. Samochód - olej do wymiany, opony wciąż zimówki. Ogród -pora wiosennych porządków -zostało jeszcze opryskać 300 tui przeciw brązowieniu. Okna pomyć -aż 11 dachowych. Impreza po komuni w domu -więc też muszę myśleć, co komu zlecić do zrobienia. O i jeszcze kupić koszulę i buty go garniturku dla Ka. Ale to chyba zrobię jutro - może przed angielskim. A teraz już padam. Jeszcze szybka kąpiel i w poduchy. Oczywiście na lepsze spanie strona skryptu z anglika.
Kolorowych snów...
Sam na sam...

czwartek, 24 marca 2011

Cześć Kasie :)

Żyję, żyję ale co to za życie. Ciągle w biegu.Nie mam czasu na nic. A na angielski zawitam już we wtorek. Teraz na wyjazdach/rozjazdach. Mam nadzieję, że następne tygodnie będą mniej intensywne. Już wiele spraw ogarnęłam więc robi się spokojniej, chociaż nie wiem czy kiedykolwiek w marketingu jest spokój. Zapraszam na rynek 9 kwietnia na imprezę "Rzeszów na rower". A 16-17 kwietnia do naszej Galerii, będzie się działo - Fit Days. No to koniec o eventach.
Fluś zaczął chodzić  7 kwietnia skończy 11 miesięcy. Trochę raczkuję i troszkę drepcze. Ale co najważniejsze nie je już w nocy. Budzi się i owszem, ale oszukuję go herbatką. :)
Ale fajnie że już wiosna, aż chce się wyjść na dwór by pobiegać z Santą. Oby do wekendu :)

poniedziałek, 14 marca 2011

Sam na sam

Od jakiegoś czasu myślę wciąż nieustannie dlaczego tak się dzieje. Dlaczego wcześniej super pięknie a teraz totalna dupa. Jak tak może być. A jeszcze do niedawna wydawało mi się, że zawsze będzie tak pięknie. I nie mogłam uwierzyć widząc jak żyli razem ale osobno. A teraz hm. Dziwne, przykre, a jednak...
Z dnia na dzień, a właściciw z godziny na godzinę dociera do mnie, że te całe 12 lat ... och ciężko pisać. I wciąż się łudzę, albo może inaczej wciąż mam nadzieję, że będzie tak jak dawniej.
Nie radzę sobie z tym. I dlaczego tak jest jak w pracy super to w domu kicha. Jedna wielka kicha. Sama nie wiem co zrobić. Nie starcza mi sił na wszystko już nie wspomnę o czasie. Dlatego takie moje zaniedbanie tutaj.
A dzisiaj się dowiedziałam, że no własnie, że będzie robił tak jak inni, ale on tak robi.
Uwielbiam sluchać w taich chwilach Czyżykiewicza . Kiedyś, jakiś czas temu po raz pierwszy usłyszałam to od J.
W pracy się dzieję, jest fajnie. Dużo pracy- ciekawej pracy. W środę wyjazd do stolicy, Spotkanie w sprawie Customer Publishing, w czwartek konferencja dot. ogrganizacji event w galeriach w Mariott hotel. Wow. I znów wrócą wspomnienia...

piątek, 4 marca 2011

Angielski

I znów nie dotarałam na angielski. Grzech, wstyd..A to dlatego, że udałam się upiększyć. I zdążyałabym na tę 19 stą, ale... trzeba było robić dekoloryzację. Efekt superowy. Podoba mi się i kolor i obcięcie. A wieczorem poczytałam z angielskiego i już większych wyrzutów sumienia nie mam.
A teraz zabieram sie do pracy. Więc pozdrowionka wszystkim...

środa, 2 marca 2011

Zmęczenie górą

I po raz kolejny piszę o zmęczeniu. Nie wiadomo dlaczego moje nogi w dniu dzisiejszym tak strasznie bolą. Nie biegałam dużo, większość dnia spędziłam przy biurku.
Dużo się dzieje w pracy, domu. Może tym razem zacznę od domu. Ka w tym roku do komunii, więc sporo zamieszania. No i własnie dzisiaj mieliśmy spotkanie organizacyjne. Prosto po pracy na spotkanie. A na spotkaniu "pitulenie" o pierodletach -wystroju kościoła, prezencie dla księdzia, wyborze kwiatów etc. Kasia tak etc.. hehehe. Po dwóch godzinach pit pitu wróciłam do domu, a wlaściwie po Flusia do teściowej, później po Ka na kółko szachowe. Dzien jak ostatnio wszytskie moje dni minął bardzo szybko. W pracy wielkie przedsiewzięcia organizacyjne w związku z eventem. Wiele nerwów, stresów, krzyków. Zakańczanie spraw, które dawno powinny być zakończone. W piątek przygotowanie Ka i Flusia (między innymi) do pokazu mody dziecięcej. Oj będzie się działo. Ale o tym co się działo napiszę w przyszłym tygodniu.
A teraz musze coś zjeść i może uda mi się nie zasnąć nad paragrafem 244 języka angielski.

czwartek, 24 lutego 2011

Kierat

Tylko kilka słów, bo padam na pysk. Odkąd zaczęłam nową pracę żyję jak w kieracie. To co się dzieje w pracy przerosło moje oczekiwania. Dzisiaj trzy spotkania w jednej godzinie - spotkanie z to be z W-wy, konferansjer na najbliższy event, dojazdówki do galerii.
A wcześniej dwu godzinna telekonferencja z centralą.A miałam błogo odpoczywać na stażu w centrali. Uff. najważniejsze ze reklamy do prasy poszły,spot do radia przygotowany. Jutro rollup na sobotnią galę biznesu i ulotki-reklamówki.
I tak wygląda mój dzień w pracy. Czyli ciągle coś...
A dom, o tym juz nie wspomnę. Zaniedbanie na całej lini. Muszę nadrobić zaległości w wekend.

piątek, 18 lutego 2011

Dziewczyna do wszystkiego

A moja kawa zbożowa to najprostsza w przygotowainiu kawa: łyżeczka no półtora kawy inki, zalanej 1/2 kubka wody a reszta 2% mleka. Mniam mniam. GOŻKA
A w pracy wciąż dużo się dzieje. Wciąż wielki chaos w związku z przekazywaniem obowiązków. I tak sobie myślę, że czasem ludzie chcą żeby im było lżej, żeby ktoś odciążył ich od wielu obowiązków, a jak przychodzi co do czego to czują się zagrożeni i opronie wszystko przekazują.
Cały następny tydzień na wyjeździe służbowym we Wrocku. Uff, mam nadzeję, że mój Pi to przeżyje. Jak na razie nie narzeka na moje zaniedbania obowiązków domowych.
Zaczynam czytać poradnik zamówiony przez Kasztelankę dla mnie w empiku "Dziewczyna do wszystkiego". Może coś mądrego w nim wyczytam. Mimo postanowień, że nie dam sobą manipulować (chodzi o pracę), że będę umieć powiedzieć "nie zgadzam się", "nie" (całkowity brak asertywności,a to tylko dlatego żeby być milusim) nie potrafię tego robić. Boję się, że będzie tak jak dawniej w pracy, wszyscy na głowę mi wejdą, nie docenią to co robię. Muszę od początku wziąć się w garść. Tak jak pisałam - najgorszy póki co jest chaos.
W domu jutro nadrabianie zaległości, a wieczorkiem wyjście do znajomych na big party. Fluś z Ka znów do babci.
I tak szybko uciekają dni, tygodnie. Już minęło 2 w nowej pracy. Dam radę. Muszę. A teraz w pióra, tzn spać karaluchy...

poniedziałek, 14 lutego 2011

Zaniedbanie i zapracowanie

Zaniedbałam się w pisaniu postów. A i nie tylko w pisaniu, ogólnie w wielu sprawach. Obowiązki bycia gospodynią domową, super mamą poszły w odstawkę. Dobrze, że daję radę obowiązkom małżeńskim. Choć z tym też róźnie bywa. A to wszystko za sprawą mojej nowej pracy i organizowanym w dniach 11-14 evencie. Event jak to event pracy co nie miara. Ale udało się. Super show z Centrum Sztuki Wokalnej, Super występy rzeszowskich akrobatów, Kevin Aiston bez większych wrażeń. Ale za to dzisiaj kolacja dla najsympatyczniejszych par w dechę. W tle muzyka na żywo. Super. I fakt , że od kilku dni po 12-14 godzin w pracy, to zmęczenia nie było.
A jutro hm. Muszę z Ka pojechać na pogotowie prześwietlić rekę - lekka kontuzja przy obronie piłki. Fluś znów śpi u babci, bo Pi w pracy.
Wekend, a właściwie niedziela minęła uroczo - na niewielkim wypadzie z rodzinką. Jest fajnie. Od 4-5 tygodni sielanka z PI. I chcę się tak żyć.
Kocham Cię życie...

piątek, 4 lutego 2011

Umowa w łapach

Udało się. Mam umowę, wynagrodzenie takie jak chciałam na początek. Karta stanowiskowa poszła do podpisu. Jestem pozytywnie nastawiona. Boję się jak szlag, ale wciąż powtarzam że dam radę. Ale jak to zazwyczaj bywa, gdy w domu kicha to w pracy ok, gdy w pracy ok to w domu zaczyna się chrzanić. A było już tak fajnie. Trzy tygodnie bez jęków, kłótni, podnoszenia glosu. Niestety mój mąż chyba nie potrafi żyć w sielance. Bo teraz to na bank ja nie zawaliłam. A o co poszło. A no o to, że chcialam zakupić sobie książkę, którą wyczaiłam w MPIK-u, kiedyś mając duuuuuuuuuuużżżżżżżzzoooo czasu. Fajny poradnik Dziewczyna do wszystkiego. Od trzech dni mówiłam ze sobie kupię taką książkę i co dzisiaj usłyszałam, gdy chciałam podjechać po nią, że niestety ale mam w głowie coś nie tak, po co ci taka książką itd. Oczywiście nie obeszło się bez tego, żeby Pi ominął temat moich zapałów do wszytskiego. I czar prysnął. Już zauważyłam że zaczyna się czepiać: że herbaty mu nie zrobiłam robiąc sobie kawę, że list przeczytałam ze skarbówki a nic mu nie powiedziałam co jest w nim napisane i że nie wie czy może przeczytać czy to jakaś tajemnica, że siedzę na necie (a robię to z tego powodu, ze dopiero dzisiaj załączają mi net w pracy, zresztą nie wiem jakto będzie z privem w pracy). I jak myślicie nie czepia się? Dlaczego tak robi? Moim zdaniem z zazdrości.
I już powoli odechciewa mi się wszystkiego. Na dodatek zaprosił sobie znajomych, najpierw na sobotę. Ok oburzylam sie że zrobił to bez mojej wiedzy i zgody, bo to ja bede musieć wszytsko przygotować. Dzisiaj spytałam o której przychodzą goście. A on na to że ustalili ze to będzie jednak niedziela. Gdzie w niedzielę mieliśmy jechać na narty. WRRRRRRRRRRR
Szlag mnie trafia. I nie mam racji...

niedziela, 30 stycznia 2011

Wróżka czarodziejka

Chyba ostatnie kilka dni było zaczarowane.Wciąż wszystko układa się jak w bajce za zasługą wróżki i jej czarodziejskiej rożdżki. Jest pięknie. Wierzę, że tak będzie długo długo.
Od środy gdy zadzwonili do mnie z W i zaprosili na rozmowę do pracy wszystko toczy się w expresowym tempie. W środę rozmowa, w czwartek telefon i zaproszenie na kolejną rozmowę, w piatek rozmowa i złożenie wypowiedzenia w dotychczasowej firmie. Tak właśnie zakończył się mój tydzien urlopu. I zaczął kolejny dwutygodniowy urlop. Juz niebawem kończę etap jak ja to nazywam wdrożeniowy w pracę na nowym terenie. Zaczynam nowe życie. Nie będzie pewno łatwo, ale kto powiedział że będzie. Stagnacja i rutyna zabija, więc mam nadzieję że zmiana pracy zmieni moje dotychczasowe nastawienie do świata. Myślalam że skazana już jestem na ciągły pesymizm do wszystkiego. A tu wróżka czarodziejka - zmienia mój świat.
W relacjach z Pi - super. Och kocham cię życie...

czwartek, 27 stycznia 2011

Urlop dzień 4

Nie powinnam tak długo przebywać na urlopie. Znów mi się nic nie chce, wciąż pełno do sprzątania, prania. Już tego mam dosyć. WZM nie tknięte. I znów siedzę cały czas przy kompie na necie. Uzależnienie niesamowite. Chcialabym to ograniczyć. Pewno tak jak wszystkie moje postanowienia, zaraz na początku szlag trafi. To mnie wkurza strasznie. Czytając blog koleżanki jestem pełna podziwu za jej sposób na życie. Z takimi problemami żyje normalnie, tzn nie normalnie ale inaczej. A mi się ciągle nic nie chce. Wciaż telefon milczy...

środa, 26 stycznia 2011

Rozmowa kwalifikacyjna

No i koty za płoty. Jestem już po rozmowie. Trudno powiedzieć czy się uda czy nie. Jutro się okaże. Praca poodbnie jak ta moja obecna, ale chyba bardziej samodzielna. Oby się udało. Warunki finansowe lepsze. Rozmowa przyjemna -świetna prowadząca. O mały włos a nie zdążyłabym na umówioną godzinę, ale miałam pietra gdy nie mogłam znaleźć siedziby firmy. Czekam na telefon, jeśli będzie to jutro.
Strasznie zmęczona jestem a dopiero 12:40. Najchętniej bym pospała. Ale nic na to nie wskazuje, bo Fluś już się budzi. Dobrze, że obiad z wczoraj, wystarczy odgrzać.

wtorek, 25 stycznia 2011

Odwiedziny

A no właśnie.Odwiedziny były. Zacznę od Ma - bo nadziwić się nie mogłam i jej urody i jej umiejętności. Zdolniacha.Uśmiech czarujący, błysk w oku - superowa "synówka". A jak uroczo wygląda jak "maszeruje" tzn. raczkuje. W takim tempie. Urocza. A mama Ma - ulalala. I oko zrobione i fryzurka wymodelowana, minówka, getry - hm laska niesamowita. I nie tylko o wygląd chodzi. Uwielbiam z nią rozmawiać, choć skupić się na rozmowie nie było łatwo. Dzieci za bardzo absorbowały moją uwagę.
Nie wysiliłam się z ugoszczeniem: kremówka, kawa, ciastka. Obiadu nie zapodałam. Wstyd. Ach ta nowa indukcja. Ale następnym razem (mam nadzieję że takowe będzie) ugoszczę, ugoszczę.
A mój Fluś z wrażenia (spoglądał na Ma z uśmieszkiem) zasnął i śpi jak nigdy dotąd już od półtora godziny. Obiadek się gotuje - ogórkowa. Pięknie pachnie.
Pi znów w warsztacie. No i takie życie.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Urlop dzień 1

No i mija mi bardzo ..... pracowicie. Od rana sprzątanie, pranie, prasowanie. Ale udało mi się też, z czego jestem bardzo dumna, zagrać z Ka w kółko krzyżyk i kiełbaski.
Cały dzień w biegu a nic większego nie zrobione. Odkurzona i wymyta podłoga znowóż przypomina chlewik. Oj ciężko utrzymać to wszystko w porządku jak się ma dwoje dzieciaków i psa, no i męża.
Jutro zapowiada się fajowy dzień, odwiedziny Kasztelanki z Ma, ale się cieszę.

czwartek, 20 stycznia 2011

Kawa zbożowa

uwielbiam jej smak i zapach. Mogę ją pić na okrągło, podobno jak kawę prawdziwą. Ale to nie tylko dla degustacji ją piję. Dzisiaj ratowała mnie cały dzień w tym wielkim chaosie i pędzie. Co za dzień. Wyeksploatowałam się na zero. Mój bak jest empty. A no własnie, na angielskim było okropnie. Zero skupienia, myślenia i poprawności. Oj ktoś powinien mi za to niezłe manto sprawić. Ale zmęczenie wzięło górę. Już się cieszę na przyszły tydzień-cały wolny. I oby spadł śnieg. Już mamy w planach z Ka, by powspominać moje dzieciństwo -napakować worki sianem i na górki. Górki - do pobliskiego lasku. Ale Santa będzie mieć ubaw. Oby tylko było ten śnieg.
A dzisiaj też po raz enty udało mi się zauważyć, że nie warto dawać laskę marszałkowską osobom nieudolnym zarządczo. Od rana w jednym temacie, poprawianym czterokrotnie. Nieudolność, kalectwo.
A teraz pora na przeglądnięcie ofert. Wciąż szukam bardziej intratnego miejsca pracy.
No i kawa zbożowa i do łóżka.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Bez nerwów

O i skasowałam sobie to co napisałam. Wrr, A pisała o tym jak to dzisiaj dzień bez kłótni z Pi minął, bez dąsów,fochów, krzyków. Pi poszedł robić swoje a ja zostałam sama z Olkiem. Za wiele z nim nie podziałałam, ale jedzonko mu do słoiczków zrobiłam, kolację na gorąco, u Santy posprzątałam. Dzień minął w pracy też spokojnie. Więc ogólnie ok. Smutno mi jedynie, że kasa na koncie strasznie się kurczy. Wystarczyć wystarczy, ale czy uda mi się odłożyć na zaliczkę na komunię Ka. Raczej nie. Zobaczymy. Ale już nawet tak sobie myślę, że jak sie nie uda, to i w domku zrobimy imprezkę. Dawniej tylko tak się robiło i było ok, a teraz wszyscy tylko w lokalach i restauracjach.
Już jestem zmęczona,a jeszcze tyle trzeba by zrobić. Ale wezmę książkę i poczytam z angielskiego. Miałam w planach wstawić jakąś fotkę, ale niestety Santa przegryzła kabel od aparatu i nie dam rady zgrać fotek. Może innym razem. Oj ta nasza Santa.

niedziela, 16 stycznia 2011

C.d. świńskiej

Ka na feriach, ja przed tv, Pi lula Flusia. Tak wygląda koniec wekendu, koniec urlopu, szkoda, że nie konie choróbstwa. Wciąż nos zatkany, ciężko oddychać, inhalacji cd. Jak minął wekend? Hm Udało się załagodzić spory, silne postanowienia że się zmienimy, postaramy. No ale za długo nie wytrzymałam. Nie wiem czy uda mi się nie krzyczeć, wkurzać.
Santa zaczyna sie wkońcu słuchać. Przynajmniej na nią nie muszę już krzyczeć. Mądra psina. Po trzech dniach spędzonych na dworze, wyglądała jak jedna wielka brudna kula. Po wykąpaniu jakby inny pies - tzn. nasz pies. No i oczywiście wciąż uwielbia Flusia grzechotki, miśki. Dobrze, że przestała już go z radości gryść i obsikiwać.
A teraz pora spać, oby mój zatkany nos nie przeszkodził mi w odpoczynku :)

czwartek, 13 stycznia 2011

Świńska grypa?

Czy zawsze tak musi być? Co mój dluższy urlop to się rozchorowuję. Tym razem gardło, katar. Chyba reakcja na czas wolny. A jaki on tam wolny. Tyle planów było i co? Zostaje jeszcze jutro. Ale z Flusiem będzie ciężko. Dzisiaj spał raptem 10 minut. Jak na 8,5 miesięczne dziecko to chyba zdecydowanie za mało. Tyle mieliśy dzisiaj narobić. Pi też mial wolny dzień. Za dużonie zrobił - wymalował jedne drzwi. Zabrał się za obiad, ale indukcja odmówiła mu posłuszeństwa. Niestey. Serwis dopiero będzie we wtorek. No i zostala kuchenka turystyczna.HEHE.
Powrót z angielskiego był bardzo przyjemny,bo dzwoniła do mnie Asia koleżanka z Gorzowa. Super babka, ale tęsknie za Gorzowem. Ulalala. A po powrocie do domu rozczarowanie. Syf na maksa. W kuchni bez zmian - naczynia nie pomyte, w salonie jakby przeszedł huragan. No oczywiście Pi daje mi wciąż do zrozumienia że to mój obowiązek. Posprzątałam. Oby nie było tak w związku moim jak u koleżanki A i kolegi P. Nie dali radę. Rozeszli się. Ale dużo by o tym pisać.
Plany na jutro? Hm może uda mi się podżucić Flusia do "kochanej mamusi" a sama zabiorę się za WZM. Alee to tylko plany.

środa, 12 stycznia 2011

Kłamstwo

Czy jestem zdziwiona, czy rozczarowana? Zaskoczona na pewno. A co jest tego powodem? Kłamstwo. A czyje? A no mojego Ka. Szok. Drobne to kłamstewko, ale jak boli. Że własny syn (7 latek) mnie okłamał. I to nie raz, a wczoraj również. A że kłamstwo ma krotkie nóżki to wyszło. A czemu mnie okłamał? Tego jeszcze nie wiem, ale na razie najważniejsze jest to że okłamał. A o czym skłamał? Że je obiady w szkole. W grudniu nie chodził na nie, bo twierdził że są niedobre. Miał na to pozwolenie. Ale od stycznia miał chodzić i ponoć chodzi. Pytam codziennie po poworcie z pracy, co było na obiad. I zawsze słyszę odpowiedź, a to zupka pomidorowa - dobra, a to rosołek - pyszny, a to knedle ble ble itd. No i wczoraj były pierogi, a dzisiaj brokułowa. Tak odpowiadał Ka. Brokułowa niezbyt dobra. Przez przypadek przy wizycie u kuzynki, pytam jak jej dzieci zajadają obiady, no bo kto wymyślił choćby nawet dzisiaj zupkę brokułową. A na to jej dziecko, ale dzisiaj był żurek. OOOOOO zgotowało się we mnie. A wczoraj pytam? A wczoraj to był makaron z serem. OOOOO No nieźle. Po powrocie z kółka szachowego Ka pytam go, co wczoraj było na obiad, a on znów że pierogi. OOOOO
I tak kłamie mój synek, kochany synek. I zastanawiam się dlaczego? I od kiedy kłamie. A myślałam, że jest inny jak wszyscy, albo wielu. Niestety. Zawiodłam się.
A za obiady w tym miesiącu za karę ma zapłacić ze swoich oszczędności. :)

wtorek, 11 stycznia 2011

Mleko

No tak. W pracy ciąg dalszy zmian. Znowóż zwolnili osobę, która calkiem niedawno miała swoje 5 minut. No cóż - życie. Poradzi sobie zapewne. Cwany gość.
A u mnie się uspokoiło. I bardzo dobrze. Sytuacja wyklarowana. Plany są, może się zrealizują. Podpisałam aneks do umowy odnośnie zmiany stanowiska.
A w domu hm, wciąż to samo. Nudy, marazm. Od jutra do piątku mam wolne, więc powinnam nadrobić zaległości w sprawach domowych.
Wciąż czytam tą samą książkę, wciąż nie mogę obrobić się z zaległości, wciąż dręczą mnie pytania co dalej. W głowie kłębią się pomysły na... może lepsze życie, niestety póki co nie do zrealizowania. Może biznes plan pomoże :) Postanowienia noworoczne idą w łeb, bo choćby nawet szkoda kasy na fitnesy. A i znów zaczęłam diętę. Znów ale po raz pierwszy w tym roku hehehe.
Jutro czeka mnie caly dzien z Flusiem, oj dawno już tak nie było. Ciekawe jak mi da popalić. No a dzisiaj jak już mowa o Flusiu - teściowa zapodała mu mleka od krowy. pawdziwe tłuste mleko od krowy i pewno to było mleko od wściekłej krowy, bo nie mógł zasnąć jak zazwyczaj - rzucał się 2 godziny, na przemian śmiejąc się, wstając i gaworząc. Chyba zostanę jeszcze przy bebilonie. hehehe. Uwielbiam ten jego śmiech, uśmiech i jego tatatatatatatata. A mamamamam za nic w świecie nie che powiedzieć.
Na angielskim też jakieś nudy, niby ciut do przodu, nowe słówka,zwroty, ale jakoś dziwnie. Może uda się zmienić godziny zajęć i będzie lżej. A jak nie to może zmienię grupę, albo dam sobie spokój, choć szkoda nie chciałabym. Przecież wszędzie teraz tylko angielski angielski.

czwartek, 6 stycznia 2011

Trzech Króli-wolne

Wiedziałam, że tak będzie. Dzień wolny od pracy. Hm. Jak to dzień wolny, skoro tylko z nazwy dzień wolny. Nogi wchodzą mi do tyłka. Od rana jak w kołowrotku. Zrobienie sałatki, wyjazd po Pi, kościół, pieczenie ciasta, podanie gościom do stołu, w między czasie Fluś, posprzątanie po gościach, odkurzenie, nastawienie kolejnej pralki, wykąpanie Flusia, uśpienie, dalej sprzątanie... Ładnie mi to dzień wolny. Ale cieszę się, że tak sobie popracowałam. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jutro po pracy c.d nadrabiania zaległości w porządkowaniu i właściwym umiejscowianiu rzeczy.
Normalnie starzeję się. A no pewnie że lat nie ubywa. I tak teraz sobie pisząc zastanawiam się co dzisiaj przyniosło mi radość, bo juz nie chce pisać o smutku, narzekać itd. Nie było nic aż tak radosnego, ale to co udało mi się dzisiaj zrobić to mnie cieszy. Choć jestem zmęczona, cieszy mnie to.

środa, 5 stycznia 2011

Zmęczenie

Na jutro zapowiedzieli się moi rodzice.I nie wiem czy mam się cieszyć czy smucić. Zaplanowałam, że na spotkanie zrobię sałatkę i upiekę ciasto. I miałam to zrobić dzisiaj. Hm. Ciężko to widzę. Po kilku ciężkich dniach w pracy i ostatniej nieprzespanej nocy marzę tylko o tym by przyłożyć głowę do poduchy. I nici z planów. I pewnie zaraz tak zrobię, bo Pi w pracy, a Fluś nocuje u teściowej.
Nastawię budzik na 5:30 (czyli tak jak zazwyczaj) i wszystko zdążę zrobić do godz.8:30, bo o tej godzinie muszę pojechać po Pi.
A co dzisiaj mnie zaskoczyło, a nawet bardzo zdziwiło? Brak pieczywa w sklepach. Dziwne, ale prawdziwe. Jutro święto, fakt, ale to tylko jeden dzień. Chyba ludzie oszaleli.
A co mnie dzisiaj wkurzyło? No oczywiście moja niemoc. Niemoc w postanowieniach bycia bardziej asertywną. Uczę się, ale małymi kroczkami. Po zmianie stanowiska jestem zszokowana zachowaniem mojej nowej szefowej. Nie wiem, jak temu podołam. Pewnie o wkurzam się co niemiara, o narzekam a będę zapierdzielać wciąż na wysokich obrotach. Głupia jestem.
Idę spać.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Masz rację

Tak Kasztelanko masz rację. Dlaczego to wszystko piszę. Tylko i wyłącznie po to, by wyżucić swoje troski, problemy w wirtualny świat. Aby nie dzielić się z moimi sprawami z rzeczywistymi znajomymi, pseudo przyjaciółmi, którzy współczują, rozumieją, a poza plecami wbijają widły w plecy. Twoja mama ma rację, by zachować dla siebie swoje sprawy. Też tak bym chciała. Niestety im więcej nawarstwawiających się spraw mnie nurtujących tkwi we mnie, duszę się. Zaczynam krzyczeć. Dlatego ten blog. Chciałam by zrobił się on bardziej tematyczny, szukałam inspiracji, a może by tu zapisać zainteresowania, pasje tak jak o robi Zu, ale nie mam ich aż tak sprecyzowanych. A dlaczego? Z braku czasu. Bo tak np dzisiaj odkąd wróciłam z pracy stoję w kuchni. Najpierw obiad na dzisiaj, później zmywanie, sprzątanie i znów obiad tym razem na jutro (mam nadzieję że na cały tydzien, bo największy gar jaki mam kapuśniaku nastawiłam). A skąd to moje dzisiejsze zacięcie do gotowania. A no otóż z dwóch powdów: stwierdzenia przez mojego Pi "ciekawe Ka czy dzisiaj zjemy coś na obiad gotowanego" no i postanowień noworocznych w związku z tym stwierdzeniem.

niedziela, 2 stycznia 2011

Sylwester i plany na 2011r.

Fajnie że nie siedzieliśmy w domu i że udało nam się wyjść. Super towarzystwo, super jedzonko, ale kapelado dupy. Serio. Nie szło się bawić. Nawet faceci na lekkim gazie nie dawali rady rytmom. Mój tyłek cierpł mi od... siedzenia. Koszmar.
Ale najważniejsze jest to, że kapela grała na tyle cicho że można było sobie porozmawiać. Nażarci a nie ożarci wrociliśmy do domu. Dotrwaliśmy dzielnie do 24:00, życzeń, fajerwerków.
Życzenia jakie były? a no ciekawe. Oby się spełniły. A żeby nie zapeszać, nie powiem jakie były. Mam plan, zapewne tak jak każdy z nas, albo wielu z nas.
Aaaaa , no własnie co było okropnością? Te laski, dziewczyny zrobione na bóstwo, bez zwałów tłuszczu na plecach. Serio, całkiem serio, pierwszy raz w życiu wstydzilam się swojego ciała, pierwszy raz w życiu wsytd było mi wyjść na perkiet. Koniecznie trzeba coś z tym zrobić. Oby się udało.
A jutro do pracy... wrrr

sobota, 1 stycznia 2011

Podsumowanie 2010r.

Czy ten rok był dla mnie zły czy dobry? Ogólnie mówiąc nie był najgorszy, choć...

Styczeń - Kwiecień - czas ostatniego trymestru ciąży, czyli czas oczekiwań na powrót Pi i na nasze tak oczekiwane przez cztery lata maleństwo. Czas ciężkiej pracy. Pracowałam do kwietnia i w kwietniu urodziłam.
Był to dla mnie czas walki z samą sobą, ze swoimi myślami. O ile to było łez, nerwów z obawy o Pi, łez nad sobą jak mi to ciężko i źle. Dałam rady. :)
Maj - przyjazd Pi - wydawać by się mogło, że powinno być już super. Jednak było rozczarowanie zachowaniem Pi po powrocie. Cały czas był myślami nie o nas, ale o domie, jego wykańczaniu i przeprowadzce. Potrafił całe dnie tam spędzać a ja znów sama z dziećmi.
I znów nerwy, łzy, że mimo powrotu jestem sama ze wszystkim. Nie było łatwo. Dałam radę.:)
Czerwiec -Sieprień - chrzciny Flusia i znów wyjazd Pi w świat daleki. I chyba powinnam się była przyzywczaić do jego nieobcności. Niestety tak nie było. Tęsknota wielka. Samotność. Sama w wielkiej chacie z dwójką dzieci, bez pomocy rodziny. Tęsknota straszna, bo przecieć tylko miesiąc byliśmy razem (razem wieczorami, bo tak to cały czas na budowie). Wiele łez, błagań o powrót do nas, bo po co nam to wszystko. Przyszedł czas powrotu. Już było extra. Powitania na lotnisku, czułości. Już miał być do końca roku z nami. Dałam radę :)
Wrzesień - powrot Pi do pracy po 11 miesiącach bycia w świecie dalekim. I miało być już tak super, ale znów wyjazdy służbowe, bo w tych 11 miesiącach to 8 m-cy to wyjazdy służbowe. Dałam radę :)
Październik -Listopad - powrót do pracy - ciężko było. Przez 3 tygodnie stasznej walki z życiem, z obowiązakami, samą sobą. Dałam radę :)
Grudzień - zmiany w pracy. Co jest nowego zawsze rodzi bunt. Tak i ze mną było. Pisałam to wcześniej. Rozczarowanie. Ale teraz patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że będzie dobrze.
Cały rok to walka z sobą, przede wszystkim z sobą. Bardzo się zmieniłam, nie powiem, że na lepsze. Dużo przemyśleń, dużo buntu, oczekiwań zmieniło moje podejście do życia. Wiem, że muszę robić coś dla siebie. Moje plany na 2011 rok? Postanowienia? ....