czwartek, 6 stycznia 2011

Trzech Króli-wolne

Wiedziałam, że tak będzie. Dzień wolny od pracy. Hm. Jak to dzień wolny, skoro tylko z nazwy dzień wolny. Nogi wchodzą mi do tyłka. Od rana jak w kołowrotku. Zrobienie sałatki, wyjazd po Pi, kościół, pieczenie ciasta, podanie gościom do stołu, w między czasie Fluś, posprzątanie po gościach, odkurzenie, nastawienie kolejnej pralki, wykąpanie Flusia, uśpienie, dalej sprzątanie... Ładnie mi to dzień wolny. Ale cieszę się, że tak sobie popracowałam. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jutro po pracy c.d nadrabiania zaległości w porządkowaniu i właściwym umiejscowianiu rzeczy.
Normalnie starzeję się. A no pewnie że lat nie ubywa. I tak teraz sobie pisząc zastanawiam się co dzisiaj przyniosło mi radość, bo juz nie chce pisać o smutku, narzekać itd. Nie było nic aż tak radosnego, ale to co udało mi się dzisiaj zrobić to mnie cieszy. Choć jestem zmęczona, cieszy mnie to.

1 komentarz: