wtorek, 11 stycznia 2011

Mleko

No tak. W pracy ciąg dalszy zmian. Znowóż zwolnili osobę, która calkiem niedawno miała swoje 5 minut. No cóż - życie. Poradzi sobie zapewne. Cwany gość.
A u mnie się uspokoiło. I bardzo dobrze. Sytuacja wyklarowana. Plany są, może się zrealizują. Podpisałam aneks do umowy odnośnie zmiany stanowiska.
A w domu hm, wciąż to samo. Nudy, marazm. Od jutra do piątku mam wolne, więc powinnam nadrobić zaległości w sprawach domowych.
Wciąż czytam tą samą książkę, wciąż nie mogę obrobić się z zaległości, wciąż dręczą mnie pytania co dalej. W głowie kłębią się pomysły na... może lepsze życie, niestety póki co nie do zrealizowania. Może biznes plan pomoże :) Postanowienia noworoczne idą w łeb, bo choćby nawet szkoda kasy na fitnesy. A i znów zaczęłam diętę. Znów ale po raz pierwszy w tym roku hehehe.
Jutro czeka mnie caly dzien z Flusiem, oj dawno już tak nie było. Ciekawe jak mi da popalić. No a dzisiaj jak już mowa o Flusiu - teściowa zapodała mu mleka od krowy. pawdziwe tłuste mleko od krowy i pewno to było mleko od wściekłej krowy, bo nie mógł zasnąć jak zazwyczaj - rzucał się 2 godziny, na przemian śmiejąc się, wstając i gaworząc. Chyba zostanę jeszcze przy bebilonie. hehehe. Uwielbiam ten jego śmiech, uśmiech i jego tatatatatatatata. A mamamamam za nic w świecie nie che powiedzieć.
Na angielskim też jakieś nudy, niby ciut do przodu, nowe słówka,zwroty, ale jakoś dziwnie. Może uda się zmienić godziny zajęć i będzie lżej. A jak nie to może zmienię grupę, albo dam sobie spokój, choć szkoda nie chciałabym. Przecież wszędzie teraz tylko angielski angielski.

1 komentarz: