czwartek, 30 grudnia 2010

Nerwica?

Oj ciężki dzisiaj dzień. Dobrze, że już mija. Od samego rana coś nie tak. I zaczynam rozumieć, że to faktycznie moja wina. Nie potrafię opanować emocji. Dzisiaj było tak, że zaczęłam panikować, że chłopcy się ruszają jak muchy w smole a my musimy szybko wyjść z domu, by zdążyć z wszystkim na czas. I w takich chwilach zaczynam podnosić głos, czyli jak twierdzi mój Pi drzeć się. Ponoć drę się w każdej chwili o każdej porze -nerwica jak uważa Pi. I ma rację. Dostaję takiego szału jak nie jest tak jakbym chciała, że faktycznie zaczynam nie panować nad swoim głosem.
No i co dzisiaj się jeszcze dowiedziałam, że jestem sknera nad sknery, a chodziło o to że mamy urodziny Pi chrześnicy, kasy za dużo w tej chwili nie mamy więc chciałam by prezent nie był za drogi. Pi uważa że zawsze tak się zachowuję, gdy mam coś komuś dać. Z tym się nie zgodzę. Ale zabolało mnie bardzooooooo.
Kolejna rzecz. U moich rodziców dzisiaj Pi powiedział, że nie wyobraża sobie imprezy z okazji komuni Ka w domu, bo moja nerwica by tego nie wytrzymała. Wszytsko byłoby z nerwami i kłótniami- chodziło mu o przygotowania do imprezy.
Kolejna sprawa wytyknięta przez Pi to mój słomiany zapał do wszstkiego, a tym razem chodziło o stosowanie przeze mnie diet. A właściwie same zamysły stosowania diet, bo ponoć w teorii jestem niezła i mogłabym książki pisać, ale w praktyce NIESTETY NIE. No i jak twierdzi Pi - nie potrafię odmówić sobie słodyczy. Hm chyba ma rację.
Normalnie koszmar. Dlaczego mnie to tak boli? Czy prawda tak boli.
Po dzisiajszym dniu i zarzutach czy stwierdzeniach Pi mogę jedynie powiedzieć, a właściciwie napisać że: jestem znerwicowaną, grubą, sknerą, bez szans na osiągnięcie celów ze wzgllędu na brak charakteru. WRRRRRRRRR

wtorek, 28 grudnia 2010

Do końca roku

laba. Gazetki poszły do druku. Więc udało mi się dostać urlop do końca roku. Co zamierzam w tym czasie zrobić? Hm, nadrobić zaległości w praniu i prasowaniu, trochę poczytać- choć pewnie nie będzie to takie łatwe bo Fluś coraz bardziej absorbujący.
Szkoda, że cienko z kasą -pojechałoby się na narty. Taka piękna zima.
A jutro wizyta księdza proboszcza z kolędą. A że nowy dom więc wypadałoby go ochrzcić święconą wodą. Tak ponoć trzeba, wypada, czy sama nie wiem co.
I znów dzisiaj mam jakieś czarne myśli, smutno mi, czuję przygnębienie. Szkoda, że nie mogę po powrocie z Gorzowa znaleźć ludzi/towarzyszy nadających na tych samych falach. Zające już odjeżdzają po nowym roku do Luksa. A pozostali ? hm jacy pozostali - nie ma ich, kontakty się pourywaly, a to co udało się odtworzyć nie jest już tak jak było. Och chcę do Gorzowa, ja tam chcę wrócić. Po co mi to było, po co godziłam się na powrót w rodzinne strony? Trudno trzeba już tak żyć,nauczyć się żyć inaczej, ale ze swoimi celami i pomysłami na życie

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Karlików czy Puławy

No właśnie w planach był Karlików - niestey wyciąg okazał się nieczynny - stok nie przygotowany. Więc zawróciliśmy do Puław na Kiczere. I co? Fajnie było,nawet więcej niż fajnie. A wypad zaplanowaliśmy ze znajomymi. Oni pierwszy razna nogach narty, my już 3 sezon, ale ostatni bierny ze względu na mój stan no i Pi nieobecność w Polsce. No i jak pierwszy zjazd? No nie powiem, że było wyśmienicie.Trasa łatwa -zamknięta, co pozostało - zjechać trudną.Stok oblodzony, nie potrakowany. Na dodatek armatka z której wylatujący śnieg uniemożliwiał widoczność. Ale pierwsze koty za płoty, no i kolejne zjazdy (po wyczuciu o co chodzi i poczuciu nart) były już w odpowiednim tempie i z odpowiednią frajdą. Obyło się bez upadków. Ka też poszusował przypomniał sobie zasady i szło mu całkiem nieźle. Po całym dniu czynnego odpoczynku przy -8 stopniach wróciliśmy do rzeczywistości. A teraz piję grzańca z korzenną przyprawą, powoli odtajam, idę wziąć gorący prysznic.
Jutro do pracy, ale co tam, naładowane akumulatory. Ostatnie kilka dni były extra. A powtórka z nart może już niebawem, a w piątek zabawa sylwestrowa idziemy na salę.
Z czystym sercem mogę polecić Kiczera Puławy dla dzieci i dorosłych. Choć dzisiaj stok mógłbyć lepiej przygotowany, ale nie narzekam było OK. Fotki niebawem.

sobota, 25 grudnia 2010

Wigilia i Boże Narodzenie

Szybko minęły te dni.
WIGILIA:
Spędzaliśmy ją u moich i męża rodziców. A do południa trochę porządków, pieczenie ciasta, ubieranie choinki przed domem. I to chyba było najzabawniejsze. A zaczęło się od tego, że Pi miał zawiesić przy drzwiach święcącego mikołaja. Niestety okazało się to niebyle jakim wyczynem -strasznie niesforny był ten mikołaj. Pi postanowił że zawiesi go na choince, ale to jakiej choince pytam. A on na to,że zbitej z trzech listewek. Za pomysłowość - 6, za wykonanie - 6 . Efekt piorunujący. (zdjęcie niebawem) I nawet w ten wyjątkowy dzień obyło się bez kłótni. I dzisiaj też. A dzisiaj mimo,że to aż tak dużżżżżżżżżżżżżeee święto - cały dzień dużżżżżżżżżżżżżżżoooooo roboty - przygotowania do jutrzejszej imprezy -chrzciny siostrzeńca Pi. Pi będzie chrzesntym. A ja skontuzjowana, obcięty opuszek,przecięty palec -to efekty krojenia sałatek.
A teraz, aby tradycji stało się zadość - KEVIN.

czwartek, 23 grudnia 2010

Rozterki

Zmęczona, wkurzona, niewyspana ogólnie czuję się źle. A dlaczego? Może to okres świąt i myśli tak na mnie dzialają. Co to będzie, jak to będzie.
Po wczorajszym spotkaniu ze znajomymi, myślę sobie, że jednak są w czepku urodzeni. Są tacy ludzie, którym żyć jest łatwo, przyjemnie. A ponoć pieniądze szczęścia nie dają. Nie uważam tak. No bo jak się i nie ma to same problemy, rozterki. Kupić dziecku to czy tamto,a może nic, no bo braknie na święta, raty, opłaty. A przecież wydać 7 tys na stroje sportowe to ponoć nie dużo. Kupić Audi Q5 czy Audi Q7? Chciałabym mieć takie problemy. Chciałabym tak jak A żyć. I pewnie, że można powiedzieć - inni mają gożej. Ale są tacy co mają lepiej. I ja też chcę tak.
Dlaczego mój Pi żyje tak a nie inaczej. Dlaczego żyje ponad nasze możliwości finansowe. Wczoraj było znów w tym temacie ścięcie.
A impreza była hm - no fajna. Oczywiście chłopaki za dużo wypili. Brak umiaru. Zgodnie z tym co obiecał Pi po ostatniej imprezce - nie tknął palcem w przygotowania, podanie, posprzątanie po. Nawet gdy byli Za nie zajął się Flusiem. Więc do kitu z taką imprezą. Pokazał moje gdzie moje miejsce. Oczywiście że zarzuciłam focha. Już wczoraj.
A jutro wigilia...

środa, 22 grudnia 2010

Święta i młyn wielki

Dlaczego tak się dzieje. Przecież to tylko dwa dni. Zwyczajne dwa dni. Ludzi standardowo ogarnęła przedwświąteczna gorączka. Zakupów bez liku. A ja wrzuciłam na całkowity luz. A to pewnie dlatego, że święta zamierzam spędzić poza domem, tj. u moich i męża rodziców.
Prezenty zakupione, zapakowane. Wczoraj udało nam się zakupić dla Ka narty i buty. Zadowolony bardzo. No i zamówiłam sobie prezent -bransoletkę Pandora.
Choinka ubrana.
Przepis na sernik -odpisany - jutro pieczenie, albo dla bezpieczeństwa w piątek.
A dzisiaj przyjeżdzają znajomi z Luxemburga. Imprezka mała.

piątek, 17 grudnia 2010

Jodi Picoult

No właśnie Jodi Picolut. Nigdy nie słyszałam o tej pisarce. A wczoraj na angielskim zgadałyśmy się o czytaniu. Prawdopodobnie - tak twierdzi moja lektorka - J.Picolut jest niesamowita, a jedna z jej książek http://www.proszynski.pl/Swiadectwo_prawdy-p-30336-.html wyśmienita. Dlatego jutro uderzam do MPIK-u by ją zdobyć. Może dzisiaj skonczę Kwiat Pustyni. A jeszcze jedna ponoć też ciekawa pozycja to: http://www.proszynski.pl/Psy__Rachel_i_cala_reszta-p-30461-1-28-.html. Oczywiście jeśli ktoś lubi takie książki.
Kiedyś dużo czytałam "ciężkich" książek, ale że teraz moje życie jest zbyt ciężkie, wolę zatem przy książce się zrelaksować aniżeli zmęczyć.

Jutro sobota. Dużo planów, no i oczywiście w standardzie sprzątanie, gotowanie, pranie. No i może uda się zakupić choinkę.

czwartek, 16 grudnia 2010

Dzieje się i ..

No dzieje się dzieje. W pracy - klimat OK. Już jedną nogą w projekcie, a wciąż jeszcze w marketingu. Dopinanie ostatnich spraw. Szkoda mi mimo wszystko przechodzić do innego działu. Tyle fajnych dni przeżyłam z tymi przełożonymi i dziewczynami. Były i dni ciężkie. Ale jak to bywa w każdej pracy. Bedzie mi brakować tego chaosu, ciągłej gonitwy, niezdecydwania, poniedzialkowych odpraw....Dobra koniec rozczulania -wciaż będę w tym samym moim ulubionym pokoiki siedzieć. Dopóki cos nie wymyślą. Wrrr
Angielski - test -97%. Może być, choć wiem jedno trzeba poduczyć się kilku rzeczy. Dzisiaj zaczęliśmy kolejny stage. Lubię moją grupę a zwłaszcza przesympatyczną Kasię . Super stroi minki jak odpowiada, podziwiam ją, Choć nie znam jej dobrze wiem, już teraz że jest naprawdę silną kobitką. No i lubi czytać ksiażki tak jak ja. No Ja może nie tak jak ona, ale....(do czwartej nigdy nie czytam). Mam nadzieję, ze przebrniemy razem te 11 Stage-ów. Fajnie by było niee...
A w domu ciąg dalszy kosy. Ach nie mam sił dzisiaj o tym pisać. Może jutro. Dzisiaj tyle fajnych rzeczy się działo, że szkoda myśleć o tym co i tak nie dam rady przeforsować. Powiem tyle tylko, że Pi całkowicie olewa mnie, ignoruje i to co sobie postanowił realizuje. Ale ja siła spokoju dzisiaj na nic nie zareagowałam. UFF. Mam jedynie pretensje do siebie, że zadzowniłam po niego, żeby po mnie przyjechał. No cóż. Życie.

środa, 15 grudnia 2010

Na FULLA w pracy i w domu

Może zacznę o zmianach w pracy. Otóż decyzją zarządu od 1 stycznia 2011 zmienia mi się stanowisko, a tym samym miejsce w strukturze firmy. Cieszę się bardzo. Szansa dla mnie, by pokazać, że nie jestem tylko od robienia prezentacji, dziwnych projektów itd. Teraz tylko projekt GAZETKI. Dwie osoby w projekcie, super plany. Będzie dobrze, wiem, że będzie dobrze i dla mnie również finansowo.
W domu - relacje z Pi znów pod wielkim zapytaniem. Przegiął na całej linii. Nie będzie latwo mi, ale nie popuszczę tym razem. Niech wie, że już nie jestem tą zastraszoną kobitką. Ale dzisiaj nie mam weny do pisania. Jutro test z anglika. Idę się uczyć.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

The table

wkońcu udało się go kupić. Stół i 12 krzeseł. Normalnie teraz zostało jedynie zaprosić domowników na wigilię. Mam nadzieję że nie odmówią.
No oczywiście stół nie taki jak byc powinien. Nogi,źle docięte i niestety nie pasują do blatu. Ale Pi zadziałał i poszedł obcinać je odpowiednio.
Stół 300cm/105cm . Extra duży - dębowy. Podoba mi się.
A poza stołem - to dzisiaj za specjalnie się nie czuję. Boli mnie w splocie i nie wiem czego, wszyscy mówią że to na tle nerwowym. No w sumie w pracy sie wciąż nie wyjaśniło gdzie będę w strukturze. Pracy dużo -ale to lubię. Jutro oprócz przygotowania preznetacji o Marce Własnej czeka mnie zapakowanie 85 sztuk kalendarzy personalizowanych. Kalendarz w tekturowe pudełeczko, pudełeczko w złoty papier, to przewiązujemy wstążeczką czerwoną, przyklejamy karteczkę z życzeniami i dla kogo. No oczywiście schodzi strasznie długo, ale może przy 50 tym nabiorę wprawy i te 35 sztuk pójdzie jak z płatka.
No oczywiście robienie kartek zostawię na inną okazję.

sobota, 11 grudnia 2010

Weekend

Chyba to już jest normą, że sobota to wyłącznie nadrabianie zaległości w sprzątaniu, praniu. Normalnie te moje metry mnie przerażają. Na dodatek Santa brudzi za dwóch.
A dzisiaj inaguracja prysznica. Wkońcu w jednej łazience został zamontowany. Ka miał niezły ubaw w myciu się . No choć raz poszedł się myć bez ciągłego powtarzania - idź się myć.
A jutro wyjazd po narty dla Ka. Może uda się je kupić. Sezon czas zacząć. Mam nadzieję, że nie zapomniałam jak się jeździ, no bo przecież w tamtym roku nie jeździłam z wiadomych powodów. Choć chyba nie ma przeciwskazań hehehe. No bo skoro pływac mozna to czemu nie zjeżdzać na nartach.

piątek, 10 grudnia 2010

Santa, dzieci, dom, praca

SANTA: tak wygląda mój pies - ma już 8 tygodni,

DZIECI: tak wyglądają moje dzieci - 7 miesięcy i 7 latek

Nie wiem dlaczego, ale naprawdę fajnie dzisiaj się czuję. Chyba to całe zamieszanie w pracy wokól mojej osoby ładuje akumulatory. Wciąż wielka niewiadoma gdzie będę wykonywać i za jaką kwotę moje nowe obowiązki. Może uda się coś zdobyć. Oby. I jestem dobrej myśli.
Po wezwaniu przez Prezesa F i rozmowie i zleceniu wydaje mi się, że mam szanse na podwyżkę. Oby.
To tyle odnośnie pracy.
To co robię - właściwie staram się robić- dla siebie to póki co na razie angielski. Jestem przed zaliczeniem kolejnego stagu. I mimo tego że każdy wyjazd na zajęcia związany jest z wielką walką "jechać czy nie", cieszę się że wygrywam i jadę. A już będąc na lekcji jestem extra zadowlona.
Chyba też nie zawiodłam ani Pi ani siebie jeśli chodzi o obowiązki "domowe". Nie mówię już o tych innych ciut przyjemniejszych. HEHE Codziennie był obiad (gotowany z dnia na dzień), dzieci przypilnowane, posprzątane.
I wydaje mi się, że zauważyłam taką zależność: jeśli w domku ok, to w pracy źle, jeśli w pracy źle to w domu ok.
Pewnie, że chciałabym wiecej robić dla siebie. Ale jak na razie fizycznie nie daję rady. Może jak już dzieci podrosną. Wciąż podziwiam ZUZIĘ i KASZTELANKĘ.
Zuzię za pasje, Kasztelankę za podejście do życia. Ka zawsze uśmiechnięta, pełna życia. ZU tak się realizuje. GRATULUJĘ wam, to dzięki Wam też staram sie jak mogę. Pewno Was nie dogonię, no ale zawsze to coś.
A teraz piwko i czytanie. Wciąż Kwiat pustyni. Polecam. A może ktoś mi poleci coś ciekawego do poduchy.
Pozdrawiam osoby zaglądające na mój blog.




środa, 8 grudnia 2010

Zmiany

Czyżby to był ten moment z tymi zdarzeniami, oznaczający zmiany. A wszystko to z powodu zmian w pracy. Zmian moich obowiązków, a nawet co za tym idzie przejścia do innego działu. Może to i dla mnie szansa. Ale bolesny jest fakt, że mój obecny przełożony tak szybko złożył broń, godząc się na to. I mimo tych dwóch i pół lat pracy z nim i wydawać by się mogło, że zależy mu na mojej osobie, mojej pracy, niestety oddał mnie bez żadnych sprzeciwów. Po prostu decyzja Prezesa, która jest mu na rękę. A bo za duży dział, a ja no cóż, nie tak jak inne koleżanki z działu prosto z ulicy.
Wiem po tym, co się stało, że nie miałam szans rozwoju w tym dziale, szans na lepsze stanowisko. Nic więcej nie mogłam juz zrobić. Ekipa zarządzająca zbyt hermetycznie zamknięta.
Myśląc o za i przeciw, może i lepiej byłoby gdybym przeszła do innego działu (bo to że zmieniają mi się obowiązki to już oczywiste, ale przejście do innego działu jeszcze nie). Pępowina z RM byłaby odcięta.
Strasznie mi smutno. Najbardziej z postawy mojego przełożonego - zawiodłam się. I pewnie ktoś mi powie, a na co liczyłam. Może i fakt. ale wciąż za bardzo ludziom ufam.

wtorek, 7 grudnia 2010

Mój pies

a właściwie nasz pies. I nie pies a właściwie "psica" - golden retrivier. Co dzisiaj nabroiła: zrobiła sik i kupe na Flusia kocyk, Bo że notorycznie gryzie to co lezy na podłodze to już nie wspomnę. No i kwiatek objadła. Przewróciła, ziemia na naszym merbale. HEHE. Ale jest pocieszna. I cieszę się bardzo, że ją mamy. Pi mówi do niej: oj córcia córcia.. heheh

A dzisiaj nerwowy dzień w pracy. Co dalej - opiszę jutro.
A po pracy angielski. Koniec stag-u. W czwartek powtórka no i test, no i c.d. Nie chce się w taką pogodę wracać do Rz, ale idę w zaparte.

A jutro już mają dotrzeć długo wybierane - a bo to nie takie, a bo to za drogie meble do jadalni - stół i 12 krzeseł. No i oczywiście w planach wigilia. Wigilia z domownikami z naszych rodzinnych domów. Oby wypaliło. bardzo bym chciała, zeby moja matula się przekonała. Akurat w sam raz krzeseł, no i jedno zgodnie z tradycją dla przybysza. Zobaczymy.

A teraz do czytania. Po raz drugi, po bodajże 6 latach powrót do "Kwiatu Pustyni". Książka do poduchy. Polecam.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Prezenty

i wiara w Św. Mikołaja. Hm. Fajnie być dzieckiem. I wciąż czekam jak dziecko... Ale znów chyba się nie doczekam. w tamtym roku mój Mikołaj wyjechał. Teraz jest na miejscu, ale zapomniał chyba. No w sumie ja też jeszcze nie obdarowałam go prezentem, ale pod choinkę już coś mu przygotowałam.

I znów mnie wszystko wkurza, a czemu ? bo utwierdzam się po raz setny albo i więcej, że faceci myślą tylko o sobie. Padam na pysk. Mimo, że miałam dzień wolny w pracy. Rano zakupy, później gotowanie obiadu, zajęcie się Olkiem, gotowanie obiadu na jutro, sprzątanie , pranie. O rety, ale ambitne prace. I wszystko dla kogoś, a nie dla siebie. Co ostatnio zrobiłam dla siebie? Co i Kiedy?

niedziela, 5 grudnia 2010

Santa

No własnie i stało się.Wkońcu mamy ją w domu. Tzn. od czwartku. Ale pocieszna. Fluś ochrypł w czwartek od krzyków, pisków na jej widok. Ka mimo, że wciąż pytał o płytę z filmeme Alvin 2, na jej widok też się ucieszył. Oczywiste było zachowanie i komentarze teściów, no ale niech sobie komentują. W drodze do domu z nowym członkiem rodziny wymyśliliśmy jej imię: SANTA no, bo prezent dla wszystkich na Świetego Mikołaja :)

No i super extra jest. Oczywiście jak małe dziecko, niesamowity szkodnik. Sika wszędzie. Kapcie w pysk i w łapy (czyt. nogi).Fluś jest olizany, podrapany, ale mimo to uwielbia się z nią tarmosić. No jeszcze nie nauczyl się jej odpychać i jak juz nie ma ochoty na zabawy z nia to jest wielki alarm.

A jutro mam dzień wolny, jeszcze do wybrania 21 dni. Jadę po Pi do pracy (zdaje slużbę o 9 tej) no i na sklepy. No pewnie nie zaszaleję,ale może uda sie cos zakupić.

A w piątek byliśmy na Mikołaju w fantazji - wyjście z pracy. Mój Fluś to maly cygan, do wszytskich idzie na rączki , bez żadnego pochamowania tzn. płaczu. Ufa ludziom jak Ja. Nie wiem czy to takie dobre.

środa, 1 grudnia 2010

Piła

Zeby rozwiać wątpliwości - PIŁA - do cięcia drzewa. Zakupiła ją na wyprzedaży w USA moja teściowa. Miał być prezent zięcia. :) Wiozła ją w bagażu. I niby w NY było na lotnisku ok, to we Frankfurcie zarekwirowali piłę - bo to przedmiot niebezpieczny. O tym teściowa wogóle nie została poinformowana, bo albo celnicy stwierdzili, że nie dogadają sie ze starszą kobitką, albo uznali ze stara - rozwrzeszczy się a po co, albo sama nie wiem dlaczego.. HEHE.
W domu po powrocie z lotniska uroczyste wręczanie prezentów. Wyciaga opakowania, coś za lekkie, ale wręcza zieciowi. Owtierają pudło a tam same dodatkowe przyrządy a piły brak. NO UKRADLI no i wielkie dochodzenie. Jak się później okazało protokół zarekwirowania miała w paszporcie. Po zadzownieniu do Frankfurtu okazało się , że piłę można odebrać osobiście, lub ktoś na upowaznienie. Nie wysyłają takich rzeczy. Więc koleżanka która mieszka i pracuje w Luksemburgu podjechała do Fankfurtu i ją odebrała. I piła odzyskana. Wot cała historia PIŁY.

wtorek, 30 listopada 2010

Zima zima

No wkońcu czoraj zmieniłam opony na zimóki. Dostałam niezłą nauczkę, zakopując sie u teściowej na ogrodzie. 40 minut spóźnienia do pracy. Tak było wczoraj, bo dzisiaj już ok.
Chociaż rano wielki szał, bo zawoziłam małego do teściowej, nie spóźniłam się do pracy. Podekscytowana zabrałam się do pracy. Ale już zapał minął.
Dziś po pracy: zakupy, odstawienie Pi na imprezę, angielski, no i powrót do domu około 21:30.
Piła odzyskana. Jeszcze w Luxemburgu, ale już nie na lotnisku we Frankfurcie. Hehe.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Zima, fascynacja

naczytałam się blogów, no i żal d... ściska, jak czytam bloga ZU o spotkaniu, warsztatach kochajacych szyć, czytam bloga sorriso o jej pasjach i życiu jak w innym świecie.
Silnego postanowienia c.d. I pewnie z braku czasu i chęci brak pasji. Więc pozostaje fascynacja. I żeby znów nie narzekać na moje nędzne życie heheheh, napiszę - fajna zima, fajny czas w domu, fajne dzieci.

sobota, 27 listopada 2010

Silne postanowienie

I znów zaczynam wziąć sie w garść. Przestać wkońcu użalać się nad sobą, nad swoim ciężkim życiem, problemami. Przestaję zamartwiać się o przyszłość. Kurde oby się udało. Pewnie nie da się całkowicie wyeliminować myśli, ale może choć trochę.
Robić tyle na ile starcza mi sił. Działać zgodnie z przygotowanym planem A, B, C. Czyli planem dniowym, tygodniowym i długookresowym. I to w privie i w pracy.
Marzyć, ale realnie. Zapominam o tym czym jest mieć szczęście. A przecież moje szczęście to rodzina: mąż i dzieciaki. Przecież ile trwało by wkońcu mogl sie urodzić Fluś. 6 lat starań. A teraz narzekam jak mi ciężko itd. Łapię się na tym, że nie chce mi się nim zajmować, bo wolę poszperać w necie. Ciągłe krzyki na Ka, po co to. Oby udalo mi się przezwyciężyć ten kryzys. Zacznę od tego, jeśli nie pomoże to udam sie do lekarza, tak Gosiu do lekarza.
Wczoraj wrociłam od mamy całkiem szczęśliwa. Może wkońcu A choć troszkę się opamięta. Ostatnie jego problemy i zdarzenia zdrowotne trochę go przystypowały w swoim nałogu.
Oj ten alkohol.
I znów dzisiaj nie odbiorę mojego psa. Jeszcze jedno odrobaczenie. Ale już niebawem rodzina się powiększy. :)
Aaaa no i chyba mojemu bratu urodzi się coreczka. Niesamowite, Wkońcu baba w rodzinie.

wtorek, 23 listopada 2010

Zamartwianie

Znów stany prawie przed depresyjne. Nie wiem czemu sie tak dzieje. Czemu nie mogę poradzić sobie z tym co mi się przytrafia, z tym co się dzieje wokół mnie. Nie mogę sobie poradzić z ciągłą nieobecnością męża, z moją samotnością, myślami i obawą o marny kasę a bardziej o jej chroniczny brak. Nie mogę sobie poradzić z bezradnością, lenistwem czy zmęczeniem. Wciąż się zamartwiam, że nie damy radę finansowo. Po co to wszytsko było. Walczę z poczuciem winy, że za mało czasu poświęcam dzieciom. Walczę z poczuciem winy że nie dabm o dom, itd. Wciąż narzekam i narzekam. Ale dzisiaj dostałam odpowiedź na mojego emila. Od koleżanki. Szkoda, że mieszka tak daleko. Koleżanki nie, raczej przyjaciółki. Bo takie rady i porady daje tylko osoba -przyjaciel. I wydawać by się mogło że ona ma wszytsko, a też musiała i wciąż musi walczyć. Nie jestem w tym odosobniona.

czwartek, 18 listopada 2010

No i sie urodziło

O rety. Właśnie miałam telefon, że się urodziło - chłopczyk -Szymon.
U brata męża chłopak ur. 23 marzec, u nas chłopak ur.27 czerwiec, u siostry męża chłopak ur. 18 listopad. O rety wojna będzie? HIHI
A to moi chłopacy:

Chyba się dziś narodzi

Rodzina chyba nam dzisiaj się powiększy. Pi siostra dwa tygodnie przed terminem z odpływającymi wodami udała się do szpitala na Chopina. Uff, aż dreszcze przechodzą na samą myśl. Ale to było już prawie 7 miesiecy temu. Na razie póki co podali jej oksytocyne i skurcza się :). No nieźle urodzajny ten rok w rodzinie męża: no u nas, u sioistry, u brata, u kuzynki.

środa, 17 listopada 2010

A ten czas

tak szybko leci. Coraz ciężej wygospodarować mi chwilkę, by usiąść w spokoju, skupić się i coś napisać. A to dlatego że wszytskiego wciąż pełno na głowie no i pełno do roboty. Cały tydzien praca praca, a w wekend nadrabianie zaległości w sprzątaniu, praniu, prasowaniu. Zakupy w sobotni wieczór to już coś normalnego - wracamy z siatami zapasów, dziećmi około 22 (no i z coraz mniejszą ilości kasy na koncie). Strasznie to życie drogie. No a własnie dzisiaj dowiedziałam się całkiem przez przypadek, że dział mój nie jest przewidziany w roku następnym do podwyżek. Nawet o inflację. Więc już definitywnie pora szukać czegoś bardziej intratnego. Roboty pełno w pracy, wykorzystują na maksa, a wypłata marna. Ale ponoć tak słyszę, że tak jest u nas na Pod.Dziwne. Co za prawo, rynek i reguły. W pracy nie ma czasu wejść na priva i coś porobić dla siebie, bo wciąż zadanie za zadaniem. A zwłaszcza teraz, gdy wyjazd w niedzielę na Karaiby no i potrzebne im prezentacje, trzeba poakceptować tematy, by coś pod ich nieobecnosć pchnąć do przodu. No i oczywiście problem z moim nieywkorzystnym urlopem 24 dni. Pewnie w przyszyłym tygodniu cos odpoczne od pracy. Zostane w domu, Flusia sprzedam teściowej i pomyje okna. Szkoda że podobnie jak od dzisiaj do soboty tak i od poniedziałku następnego do soboty nie będzie znów Pi.
Wytrwale chodzę na angielski, i nawet nie zająknę się by powiedzieć, że coś już moge pogadać. Pi mówi że jest o niebo lepiej. Często jadąc do pracy  mówimy sobie po angielsku. Tematy, zdania proste ale jest super.
No i tak biegnie dzien za dniem....czas leci ....

czwartek, 11 listopada 2010

Ząbki dwa

A dzisiaj wkońcu wyszły i to nawet dwa na raz. Wyczekiwane i namacywane od kliku tygodni. I zobaczyłam je Ja. Uff. A nie "kochana mamusia". Bo znów byłoby gadania i trzeba by sluchać. No a tera czekamy na górę. Ale na razie tam nic sie nie dzieje. I juz wiadomo, dlaczego Fluś tak szaleje.
Szybko minął dzień. Wyjazd wujka i cioci. Ze łzami, z płaczem. Wujek ma przerzuty. Może to ostatnie nasze widzenie. Zacząć ma chemię. Okropność. Już 5 lat walczy. Dobry człowiek.
A później to już było tylko codziennie. COś ugotowałam, coś poprałam, posprzątalam. No i teraz lulu. A i coś poczytałam z anglika.

środa, 10 listopada 2010

Miał być długi

wekend. Hm.Nawet wniosek o urlop był juz podpisany. Ale, że kilka prezentacji do zrobienia na poniedziałek, a nawet na piątek niestety biuro trzeba i w piątek odwiedzić. No a życie się toczy i zatacza. Nic szczególnego sie nie dzieje. Ale najważniejsze jest to, że od trzech dni nie boli mnie głowa. A bolała przez trzy tugodnie dzien w dzień. Chyba juz przyzwyczailam sie do nowego rytmu dnia,zmiany czasu itd.
A teraz przede mną piwko i tv.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Niebyt

No troszkę tu nie bywałam. Ale mam nadzieję,że nadrobię zaległości. Zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym raz na wozie a raz pod. Od ostatniej środy w życu prywatnym aż do soboty - ciche dni. A to z tego powodu, że byłam zbyt zmęczona na imprezkowanie u znajomych. Na szczęście minęły te cholerne dni. W niedziele w związku z powrotem teściowej z USA wiele zamieszania i ekscytacji zwłaszcza Ka. Czekał na prezenty. Później goście. Fajna imprezka. Dzisiaj znów goście - ciocia z wyjkiem z Kat. Winko, zapiekane banany w cieście francuskim c.d.
Ka w szkole przyciął palce więc wielkie halo.. Olek lekko zakatarzony- wychodzi teraz podejście Pi do zdrowego ubioru dziecka w chłodne dni (bez czapki). A ja czuję się wyśmienicie,a to z tego powodu, że od trzech tygodni po raz pierwszy nie boli mnie głowa. To nic że boli mnie brzuch, ale najważniejsze, że po pracy wróciłam nie zmęczona, bez bólu głowy, mdłości. Zostały tylko jeszcze uderzenia.. heheheh.
W pracy roboty w .... Nie ma czasu nawet wejść na gg, czy nk, czy pudelka heheh. Od spotkanie do spotkania, zadania a czasu na wykonanie zadan brak. Ale fajnie że tak jest. Prezentacja na spotkanie z producentami super przygotowana. Teraz juz kolejna i kolejna.I mimo, że mój dyrektor do pracy przyszedł dzisiaj pomięty było ok. A no i zapomniałm dodać, mam nową koleżankę w pracy od PR, póki co OK.
I tak sobie pisząc wcięłam całe tzazyki :)
Jutro angielski więc ide jeszcze cos poczytać.

wtorek, 2 listopada 2010

1 listopada

Nie znoszę tego dnia od 2001r. Czyli już 9 lat. Wcześniej uwielbiałam bieganie z nowego na stary cmentarz w Prze. Wieczorne wyjście by popatrzeć, kto sie skrada w ciemnościach.
Ale wszystko się zmieniło. I mimo że powinen to byc dzień radosny, jakoś ciężko o uśmiech na twarzy. No teraz juz jest zdecydowanie lepiej. Bo to Ka i Oli zmienili wiele. Ale wciąż patrząc na napis "Śpij nasz aniołku", zasycha w gardle i łzy same cisną się do oczu. 9 lat miałby nasz aniołek. Żył zaledwie 40 tygodni. Nie otworzył swoich oczek by popatrzeć na mnie..I wciąż pytanie - Kto zawinił? Lekarz - nie, ja wiem że to JA - gdzie był mój instynkt - nie wiem. I trzeba z tym żyć. Pamiętam jakby to było wczoraj...."Śpij nasz aniołku"

czwartek, 28 października 2010

Bez większych zmian

Ale zdziwił mnie dzisiaj poranny mróz. Wszędzie biało-szaro.
Dzisiaj mam znów święto - noc bez Flusia (mama chyba stwierdziła, że coraz gożej wyglądam i zaproponowała by spał u niej). Jestem jej bardzo ale to bardzo dzwięczna. Zacznę od tego co w pracy. Wciąż na starym sprzęcie, ale ruszyło w sprawie stażystki, gościówy od Piar, a co się wiąże z ich przyjściem przygotowaniem dla nich miejsc pracy. Wkońcu nie będę siedzieć sama w pokoju. :) Dostałam do zrobienia kolejną prezentację na spotkanie z producentami. Już szkic zrobiony. Spotkanie dopiero 5 listopada, więc pewno temat będzie się ciągnął przez najbliższe dni. Aż do spotkania. Jutro juz też mam zapodane co mam robić.  W piątek decyzja...
Wciąż nie mogę się zorganizować i zmusić do tego by "coś" po pracy zrobić. Jak jest Fluś i jestem sama to cały czas z nim. Jak nie ma Flusia to nadrabiam zaległości netowe, siadam z herbatką na sofie i wpatruję się beznamiętnie w tv. Jak cała rodzinka w komplecie (zdarza sie to bardzo żadko) to wszyscy zajęci swoimi sprawami trwamy do wieczora.
Dzisiaj Ka przejęty idzie na "różaniec". Będzie go mówił. A ja na angielski i tak w kółko to samo.

wtorek, 26 października 2010

Czas

Już postanowiłam. Daję czas mojej dyrekcji do piątku. Jutro mam wolne, bo szczepienie Flusia, więc mają czas na zastanowienie się. W czwartek zapytam co i jak. Jeśli w piątek będę robic to co dzisiaj czyli wielkie g...., to ide na urlop. Mam 25 jeszcze dni do wykorzystania.
Jeśli do piątku wciąż będę czuć, że nie mają na mnie pomysłu - zaczynam naprawdę szukać pracy. Szkoda że nie mam kasy - wolałabym pomyśleć o czymś swoim.
Wciąż pracuje na starym sprzęcie, który pewnie pamięta moje przyjście na świat. Jeśli mam robić to co jest niby w planach, to potrzebny lepszy komp, ale oczywiście, że w firmie złe wyniki, to jest cięcie kosztów. a sprzęt zabudżetowany był na ten rok.
Tylko szczera rozmowa mnie ratuje. Muszę mieć odwagę na stanowcze decyzje. Nie chcę siedzieć dzień za dniem, marnować kolejnych dni. Tego co umiem, tego co się nauczyłam przez dotychczasową pracę. Ciężko widzę tę pracę, zwłaszcza w tym dziale. Dlatego pora to zmienić.

niedziela, 24 października 2010

Wiem czego nie chcę

Na pewno dominacji jednej ze stron nad drugą. Ani szantażu emocjonalnego, grania na uczuciach, wpędzania w poczucie winy. No i osadzenia w typowych kobiecych rolach też mi nie pasuje: żona gotuje obiad, a mąż zarabia.
Jestem w związku taka samotna.
Jeśli żyje się potrzebami partnera, to wkońcu się znika, nie ma twoich marzeń, partner zaczyna ich nie zauważać. Przestajesz istnieć. Taka kobieta nie jest już wyzwaniem, nie warto się starać.
Cały czas czuję się niewystarczająco dobrą żoną, matką, kochanką... Mam cały czas poczucie winy, że za mało z siebie daję.
Mąż nie szanuje mojej pracy. Uważa że skoro tak mało zarabiam to jest moja wina, że nie potrafię o zadbać o swoje interesy.
Ale życie pisze podobne scenariusze. U mnie podobnie jak u KR. Aż boję się pomyśleć, że tak samo się zakończy.

czwartek, 21 października 2010

Prezentacja

Chyba udało mi się ją zakończyć. Choć zarząd dopiero w poniedziałek, więc pewno jeszcze dyrektor stwierdzi że trzeba coś poprawić. Dumna jestem z tego co zrobiłam. Już tak dawno miałam wykłady z handlu zagranicznego.O rety kiedy to było, chyba na magisterce. Jednak nauka nie poszław las. Nie powiem, że się nie nagłowiłam nad planem prezentacji. I mimo, że dzisiaj rano jeszcze wszystko było w powijakach, to o 14 z pięknie nakreślonymi chematami odzwierciedlającymi etapy w transakcjach wewnątrzwspólnotowych prezentacja była gotowa. Mam nadzieję, że merytorycznie też będzie ok.
No i dzisiaj zaskoczyła mnie moja koleżanka Aga Ma. Wparowała do pokoju z dwoma jeszcze koleżankami Basią i Anią z życzeniami urodzinowymi. Ale niespodzianka. A później mój dyrektor z ludzmi z działu również z pięknym kwiatem przybyli. Umówiłam się z ciastem na poniedziałek. Będzie odprawa taka jak co tydzień i będzie ciacho, kawa. :)
Dziękuję wszystkim za życzenia urodzinowe. No wciąż czekam na jeszcze jedne.... Pewnie znów się zapomniało. Och życie, życie
A dzisiaj Olek nocuje u babci. Odbieram go jutro.

wtorek, 19 października 2010

Zmęczenie

a może znudzenie. Drugi dzień w pracy. To co powinnam zrobić - zrobiłam. Za dwie godziny wyjście do domu.  Mam nadzieję, że to sie zmieni -to marnowanie czasu. W domu pewno bym nie usiedziała w miejscu. Ciągle cos trzeba podnieść, zanieść itd.  Muszę coś z tym zrobić. Nie ma dzisiaj dyrektora, wiec poczekam do jutra. Muszę z nim ustalić potrzebę mojej osoby w dziale. Tak byc nie może.

poniedziałek, 18 października 2010

Po 7 m-cach

odnaleźć się nie było łatwo. I mimo, że nic się nie zmieniło to jednak stres był.
Noc bez snu. A jak już się miało na sen to Olek budził. Pobudka okropność - 6:05. Szybki prysznic, śniadanie, droga do pracy w korkach. W firmie czekanie na dyrekcję. Spotkanie -3 h.
I wciąż jest tak samo. I moim zdaniem źle. Spotkanie trwające 3 godziny - nic nie wnoszące. No może coś. Wiem czym mam się zająć. I nie jest to zły temat. Choć na obecną chwilę nie mam pojęcia jak do tego podejść, jak ugryźć. Jutro bieżący temat kalendarze speronalizowane.
Praca na starym sprzęcie, ze starą ekipą. Hm . Może będzie dobrze. Może....

sobota, 16 października 2010

Padam na

pysk. O czym marzę o kąpieli w lodowatej wodzie. Od rana w biegu. Śniadanie, kiszenie kapuchy, obiad, sprzątanie, strzyżenie. Mam takie uderzenia gorąca i wydaje mi się, że wybuchnę. Jest mi niedobrze i to chyba ze zmęczenia. Muszę zastanowić się chyba nad kimś do sprzątania, bo nie nadążam. Nie miałam czasu na chwilę dupoplasku. A jak będzie od poniedziałku. Hm. Co będzie to będzie, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić.
A wczoraj obcięłam włosy. Zamysł był.. ale się zbył. Wizyta u fryzjera z dwójką dzieci (7lat i 5,5 m-ca) to wielki niewypał. Co się dało to sie dało zrobić. Zawsze to oniebo lepiej niż było. Mniejszy kopciuch heheh. Miało być całkiem krótko a wyjszło średnio krótko na Magdę M. hehe Chociaż dzisiaj zauważyłam ze sćięcie moze i takie samo, ale uczesanie już nie.
Najlepszy z wyjazdu był powrót do domu. 25 km w 1,5 h. Masakra. No ale dotarliśmy. Wogóle to wszystko ostatnio w biegu..

piątek, 15 października 2010

99%

Stage zaliczony. 99% jeden błąd. Więc chyba to już umiem. Kolejny stage rozpoczęty. Wczoraj okropna lektorka. Tej Pani mówimy Nie Nie Nie. Sporo materiału przerobione, ale nic nie wytłumaczone i poćwiczone. Więc co mnie czeka? Więcej pracy w domu.
Chrzest orbitreka był wczoraj. A dzisiaj łydki napieprzają mnie okropnie. Ale chyba tak ma być. Może nie będę musieć jechać do Indii jak Pani Minister A.Kalata by schudnąć, czy być na diecie tak jak Anja Ortodox. Owszem jedzenie trzeba ograniczyć. Bo taka dieta najlepsza.
A odnośnie wczorajszego dnia to...okropnie był pracowity. Zrobiłam 15 słoiczków papryki konserwowej. Pięknie wyglądają. Miało być też kiszenie kapusty, ale... Pi stwierdził, że jednak będzie to robił ze mną, a że ja na angielski wczoraj zmykłam więc kapuchę przełożyliśmy na dzisiaj.
Ale cisza  w domu jak dzieci śpią...oby jak najdłużej...

czwartek, 14 października 2010

Orbitrek

Przywiozłam od funfeli orbitreka. Mam zamiar ćwiczyć codziennie. I tak też zaczęłam. Dzisiaj 15 minut rano. Oby mój plan nie skończył się tak jak większość planów. Biegać na świeżym powietrzu jest najlepiej. Ale przy dwójce dzieci i większości bycia samą - ciężko. Boję się zostawiać Oli z Ka. Dlatego ten orbitrek powinien się sprawdzić.
Od rana mnóstwo pracy. Wczoraj dzień też cały w biegu. Ale to dlatego ze trzeba jak najwięcej spraw pozakańczać przed wyjazdem Pi do W-wy.

wtorek, 12 października 2010

Tysiąc wspaniałych..

Skończyłam czytać "Tysiąc wspaniałych słońc". Polecam wszystkim, którzy tu zaglądają tę książkę. Historia dwóch kobiet, o miłości, nienawiści, życiu. A akcja toczy się w Afganistanie. Smutna książka. Pierwszy raz czytając książkę przytrafiło mi się płakać. Do czego kobiety są zdolne..ile poświęceń, bólu. Ile kobieta potrafi znieść.
...
A od rana wielka nerwówa. A bo Pi zostawia mi samochód, jedzie do pracy autobusem a okazuje sie że w portfelu same żółte, a bo Ka chce kanapki do szkoły a w chlebaku tylko dwie suche kromki. No i szybko w samochód i do bankomatu, szybki powrót ze świeżym chlebem, szybki wyjazd Ka do szkoły. Pewnie się spóźni - no cóż.
A ja dzisiaj test zaliczający z angielskiego. No zobaczymy jak pójdzie. Nie znoszę testów, ale z drugiej strony ciekawi mnie co juz opanowałam a co muszę jeszcze zakuwać. :)
Mam już papier, dzisiaj może przed angielskim uda sie zakup innych narzędzi i do roboty.

niedziela, 10 października 2010

Jeszcze tydzień

W przyszłą niedzielę pewnie będę podeskcytowana pójściem do pracy. Tak tak. Pora wrócić do normalności. 18 października to właśnie ten dzień. Ale jeszcze tydzień leniuchowania. Leniuchowania od pracy. Nurtują mnie myśli jak to będzie. Co będę robić. Za co będę odpowiedzialna. A może zaproponują mi coś innego, lepsze stanowisko. Hm Jeszcze tydzień a się dowiem.
Wciąż jednak mam dystans do mojego dyrektora. Dlaczego tak zraniło mnie jego jedyne nietaktowne moim zdaniem zachowanie (reakcja na moją ciążę). A może to nie to zachowanie, a wkońcu dostrzeżenie jakim jest typem człowieka.
Na relacje między nim nie narzekam, atmosfera w dziale bardzo dobra. Ale jednak coś nie tak.
Wrócę to się okaże. Już niebawem.
....
A wekend minął bardzo fajnie. Choć jakiś smutek we mnie. Zaczynam dostrzegać wiele zależności w codziennym życiu. Zaczynam dostrzegać to co i jak się dzieje między mną a Pi. Ale staram się nie ragować wybuchowo. Myślę że lepszym rozwiązaniem jest wyciszenie się. Odpuściłam wiele spraw. Oby tak dalej. Oby nie kumulowalo się we mnie i kiedyś wybuchło.
Smutno jest mi wtedy gdy przez przypadek dowiaduję się o służbie Pi, gdy wiem że nie pomyślał o tym o co go prosiłam, smutno gdy dowiaduję się o jego już zaplanowanych wyjazdach, szkoleniach służbowych. Ale może tak ma być. Powinnam cieszyć się że on się realizuje zawodowo. Ale chyba jednak wkrada się tu moja zazdrość. No i smutek.
Ale mimo tych moich smutasów wekend byl fajny, a jeszcze fajniejsza złota jesień...

piątek, 8 października 2010

Codzienność

Jednak się cieszę, tzn jakoś mi lżej, że nie mam na barkach tych płatności. Zaległa faktura za lodówkę, drzwi do garderób i całkiem świeżynka elementy na ogrodzenie. No pewnie na koncie mniej no cóż. Chyba znów nie uda nam się kupić stołu do jadalni. Chyba znów zaplanowany na styczeń wyjazd na narty zostanie przełożony na rok następny. Jak się zdecydowaliśmy na budowę domu, to już wtedy powinnam wiedzieć, że niestety ale tak będzie.
.....
Ciągle powtarzam sobie, trzeba się cieszyć z tego co się ma. Może i się cieszę. No ale kiedy będzie mnie stać na coś przyjemnego. Kino - super pomysł - hm. Ale po głębszym zastanowienu okazuje sie, że lepiej wydać tę kasę (2 bilety) na bluskę do pracy.
....
A później czuje się człowiek będąc na zakupach zimowych jak kopciuch. Wygląd kopciucha. Figura - uda-parówki., brzuch - za duży oj duzo za duży. No tak i nic z tym dalej nie robię.
Znów wsunęłam moje ulubione ziemniaczki ze smażoną cebulką. Znów do kawki porannej pączuś. Wrrr
I czemu jestem taka - brak zaparcia i wiary w siebie, że jeszcze kiedyś będę wyglądać jak...
.....
No może dzisiaj P kupi mi wkońcu papier. Może. I zacznę coś robić.

czwartek, 7 października 2010

Czapa

No wkońcu udało mi się wyjechać na zakupy zimowe i kupić dzieciom czapki,szaliki i rękawiczki. Czego dowodem jest:
Oczywiście nie zakupiłam nic sobie, a dzień powrotu do pracy zbliża się coraz bardziej. Wrrrr
I tak stałam wczoraj w "Grafice" i patrzyłam na te laski super ubrane i czułam się jak kopciuch. Niestety. Na razie nie mogę pozwolić sobie na większe zakupy. No i pewnie tak będzie przez jakiś czas.
Może jeszcze uda mi się pojechać i znaleźć coś taniego i nadajacego się do pracy.
A dzisiaj. Jakie plany. Oczywiście godzina z angielskim, może wkońcu doprowadzę do ładu pokój nad garażem, naprawa wkładki w drzwiach wejściowych (czekam na gościa). I więcej nie planuję....

środa, 6 października 2010

Zapałki

No tak, na wyspie z jedną zapałką to ogniska bym nie rozpaliła. Pół paczki wypaliłam i w kominku ani drgnie. Wrr. Temperatura spada. Do powrotu Pi z pracy jeszcze kilka godzin. No cóż pozostało: zacząć się ruszać. Chyba posprzątam chatę. Ale... mam lenia. Więc posiedzę i poszperam w necie czegoś ciekawego.

wtorek, 5 października 2010

Jak w raju...

Ka wzorowy uczeń. Uff. Musi popracować jedynie nad ortografią i szybszym tempem wykonywania wszystkiego.
.....
Dzisiaj również po angielskim. Z super lektorem. Dużo przerobiliśmy. Już koniec stagu. Teraz powtórka i test zaliczający. Dzisiaj mieliśmy dyktando. Zero błędów. Do grupy dołączyły dwie osoby. Oby im się nie podobało.
....
No i minął kolejny dzień. Kolejny fajny dzień. Chyba  P miał racji. Żyłam w utopii. Powoli uczę się cieszyć tym co mam, drobiażdzkami. Ciężko wyzbyć się naumianych przyzwyczajeń. Gorzów idzie w zapomnienie - to co tam było, jak się żyło ....
Inne realia, inna mentalność, inne potrzeby. Fajni ludzie. No cóż teraz inne życie. Ale będzie dobrze, wiem że będzie dobrze. Zmienię swoje nastawienie do życia.

poniedziałek, 4 października 2010

Szydełkowo

No więc dzisiaj minąl/mija szydełkowy dzień. Zrobiłam kilka małych bombek, trzy choinki i kwiatka. To wszystko po to by robić razem z Ka kartki świąteczne.
Dziwnie będą wyglądać te kartki bo choinki zrobiłam z fioletowego kordonka. :)
A czemu tak wcześnie myślę o kartkach, bo już za dwa tygodnie powrót do pracy. Jak ja sobie dzień ułożę to jeszcze nie wiem.  Ale mam dwa tygodnie na wymyślenie, a życie samo pokaże jak będzie wyglądać dzień.
Znów dzień bez krzyków, nerwów, dąsów. Oby tak dalej.
A jutro wywiadówka. Hehe oj będzie się działo. Jutro cały dzień bardzo intensywny. Obym dała radę i migrena minęła.

niedziela, 3 października 2010

I zaczęło się

Po udanym grzyobraniu razem z G udałyśmy się na "łowy". Dziwnie się czułam, ale przeżyłam. Hehe. Już wiem teraz o co chodzi, więc w każdej chwili mogę to robić po trochu a nie jak oszołom wychodząc z całym zwitkiem w ręku. Pierwsze kroki za mną. Zbliżam się coraz bardziej do pozyskania tego co niezbędne by wkońcu zacząć. Hm pewno okaże się już niebawem czego mi brakuje. :)
A dzisiaj poszperam w necie i może uda mi się kupić coś fajnego a taniego.
Na dzisiaj zapowiedzieli się z wizytą moi rodzice. Może i fajnie, bo nie byli u mnie chyba z 1,5 miesiąca.
....
Fajnie minęła niedzierlla. Bez nerwów, krzyków, złości. Wizyta rodziców była krótka - kawka, ciasto upieczone przeze mnie w sobotę.
Rano usłyszałam fajną piosenkę . I jak wariatka słucham jej na okrągło. Chyba zakupię ich pierwszy debiutancki album "1" . Głos wokalistki Uli przypomina głos Janis Joplin. Ulalala :)
A teraz czas na piwko z sokiem malinowym...

piątek, 1 października 2010

Nasi siatkarze

Wracając z anglika o mały włos a zaliczyłabym mandat. Tak to jest jak się człowiek spieszy. Po drodze na BP czipsy, piwo i wafelki. Dotarłam pod koniec pierwszego setu. Hm. Nic straconego - mówi mąż. Trzymałam thumbsy. No nie pomogło. Umiejętności Brazylijczyków były o klasę wyższe od naszej drużyny. No może dzisiaj będzie lepiej z Bułgarią. :)

A w domku było tak ciepełko. Fajna sprawa ten kominek. I ciepełko i klimacik. No i kolacyjkę mężuś zrobił. To nic, że przed wyjazdem wspomniałam o tym. Było fajnie i przyjemnie. A o tym co było później lepiej nie myśleć. Zapominam. Mam nadzieję, że od dzisiaj będzie tylko lepiej.

Mój kręgosłup, czy krzyże czy nery dają znać o sobie niemożliwie mocno. Jadę do apteki po jakieś plaster.

czwartek, 30 września 2010

Marzenia

Hm a myślałam, że już jest dobrze. Odłożyłam kasę. Zastanawiałam się na co ją wydać: czy na dać na pralkę dla matuli, czy może wydać na ciuchy dla siebie, a może spa, a może wciąż zbierać na podróż życia...
No i już wiem, że póki co na spa mnie nie stać jeszcze, szmaty jakieś do ubrania póki co mam, więc zbieram dalej.
Wczoraj przeczytałam na forum pod jakimś artykułem o tym co Polacy robią najczęściej w wolnym czasie, a właściwie że nic nie robią, odpowiedź, że po pierwsze musi się chcieć coś robić, trzeba samemu zorganizować sobie czas , oprócz codziennych obowiązków, czas na to co się robi z pasją, a jak się ma pasje to jest się szczęśliwym.
Może i mi uda się wdrożyć coś w moje życie. Cały czas tylko czekam i czekam. Szkoda czasu.
Wczoraj siedząc przy zapalonym kominku, obok mnie dzieci i wciąż niezadowlony mąż, zrozumiał że nie ma co się łudzić, nie zmienię Go, ale mogę zmienić siebie, robiąc coś dla siebie.
Wciąż slyszę zarzut, że jestem niezadowlona, że nic mi nie pasuje, że męczy mnie życie. Pretensje do mnie. Ale dlaczego nie zastanowi się skąd to moje niezadowolenie. Skąd te moje pretensje, smutki, płacze...
Więc oby się udała moja wewnętrzna przemiana. ...

wtorek, 28 września 2010

Licz na siebie

Po raz kolejny jestem przekonana o słuszności powiedzenia "umiesz liczyć, licz na siebie". Ale czemu tak właśnie ma być kiedy ma się męża. Małżeństwo to przecież m.in. dwoje ludzi żyjących dla siebie. A u mnie to chyba jest tak "Małżeństwo to mienie (celowo mienie a nie posiadanie) żony, bo: tak wypada, tak powinno być, by mężowi żyło się dobrze". Dlaczego to właśnie ja muszę się poświęcać. Wszystko toczy się wokół męża.
A skąd te wywody. Otóż. Każdy mój wyjazd na angielski otoczony jest problemami. Za każdym razem z pośpiechem. A bo P coś robi na ogrodzie, a bo P zapomina że mam angielski i udaje że nie ma dzieci którymi do samego wyjścia muszę się zająć, albo po prostu idzie do pracy i ma to daleko w d...
Nie no mam dosyć.
Tyle wysiłku muszę włożyć w te wyjazdy. Czy ja juz nie mam prawa do czegoś dla siebie?

Co potrafię?

No właśnie bardzo mądre pytanie. Też się zastanawiam. Odkąd pamiętam pracuję. Zaraz po szkole - staż w gminie w budownictwie, później pracownik biurowy, później praca w biurze rachunkowym, dalej doradca kredytowy, asystentka prezesa, asystent redaktor - pisząca z rachunkowości, redaktor strony internetowej, znów asystentka prezesa no i wkońcu hucznie zwał specjalista ds. marketingu.
No i praca ta w pełni mnie zadawala, atmosfera też, ale nie wynagrodzenie. Jak kto woli: ciut więcej niż minimalna, jałmużna, głodowe świadczenie.
Co mnie przygnębia w tej firmie: brak możliwości awansu, uczestniczenia w szkoleniach, podwyżki - bo to wszystko jest dla określonego środowiska. Nepotyzm itd....
Dlatego nie widząc lepszych perspektyw, postanowiłam poszukać coś bardziej intratnego.
Nie chcę zarabiać ciu więcej od minimalnej. Kończąc dwa kierunki studiów, podyplomówkę, kursy itd., myślałam że będzie dobrze. Ale chyba nie tu. Jak nazywają ludzie zamieszkujący tereny zachodnie - na Ukrainie. :)
Dlatego kochana K, te moje skromne 7 podań to tylko początek.)

poniedziałek, 27 września 2010

Oferty pracy

No i zaczynam walkę z ponurą rzeczywistością. Na ile wysłanych podań będę mieć odzew? Będę liczyć. Dzisiaj 2, w tamtym tygodniu 5. W sumie 7 sztuk.
Może się uda. Pewnie że się uda. No wkońcu coś jestem warta. Ale jakie "coś" ?

Zapisane..

Wypadek autokaru pod Berlinem, wygrana siatkarzy w Trieście, koniec zabawy w Tańcu z gwiazdami minister A. Kalaty - dramaty, radości, rozczarowania. Co komu pisane?
Zapewne wszystkim ciśnie się do głowy myśl: Co by było gdyby...? Tysiące myśli..
Też bardzo często i ja sobie tak myślę. Hm, refleksje. I w takich chwilach zazwyczaj dochodzę do konsensusu, że: nie ma co narzekać, trzeba cieszyć się tym co się ma. I mieć nadzieję, że będzie lepiej.
....
Wekend jak zwykle minął za szybko. W sobotę prace w ogrodzie, przy tujach. Dzisiaj ciąg dalszy.
W niedzielę leniuchowanie prze cały dzień, jedynie po południu wyjazd do rodziców na herbatkę.
Oli cały dzień prawie wogóle nie spał. Ale za to w nocy obudził się tylko raz o 3:45 na jedzonko. Teraz też już nie śpi. Pierwszy raz całą noc przespał w łóżeczku. :)
....
Co mi przyniesie dzisijeszy dzień?
Mam jaką radość w sobie, więc pewno powinno być ok.
A już wiem skąd te moje ciężkie dni w minionym tygodniu. PEŁNIA była, a ja wtedy mam jakieś wilkołacze zapędy. Hihihi\

sobota, 25 września 2010

Słoneczna sobota

Już po śniadańku. Teraz poranna kawka no i oczywiście piernik marchwiowy. Na dzisiaj zaplanowaliśmy wiele przedsięwzięć. Dla P - kończenie zalewania "stopy" do bramy, ponawożenie tui. Dla mnie codzienne obowiązki a ponadto doprowadzenie do porządku ciuchów i innych gadzetów w garderobach. Póki co godz. 10 a mi się nic nie chce. Zaczyna się leniwie:)

piątek, 24 września 2010

Poddałam się

Niestety nie potrafię żyć w złości. Szkoda dni naszych. Pewnie gdybym miała inne plany to może bym się nie odzywała wciąż. Ale nie chcę popusć wszytskiego co nas łączy. Przynajmniej nie teraz.
Uupiekłam pyszny marchwiowy piernik. Nie czuć marchwi wogóle. Może trochę wyszedł glinowaty, ale w smaku jest miodzio:) Najważniejsze i o to chodziło, że pięknie pachniało pieczonym ciastem jak do domu z pracy wrócił P.
A z anglika wracałam normalnie godzinę. Wypadek po drodze na odcinku Stobierna Krzywe-Nienadówka.
No może dzisiaj mój mąż zmieni zdanie na temat mojej najbliższej rodziny. Przyjechali mu pomóc (brat i tata) a szwagier obok w domu bąki zbijał :).

środa, 22 września 2010

Ciche dni?

Nie mam ochoty na rozmowy z P. ani z K. Czuję się fatalnie. Nie widzę sensu w czymkolwiek. Całkiem przypadkiem usłyszałam, że P. został ściągnięty z urlopu i jutro idzie do pracy. A jutro Oli do kontroli. Hm Jak to będzie - nie wiem.
I tak sobie myślę, chyba mu tak dobrze nie rozmawiać ze mną juz drugi dzień. Jest Panem i Władcą. Tak zawsze było. Jakieś kłótnie, zawsze ja musiałam pierwsza podać rękę, nadskakiwać żeby było ok. A teraz jak ja jestem twarda no to są ciche dni.
Wciąż staram się nie interesować K. Ciężko mi tak, bo zawsze to ja go pilnowałam w zajęciach, myciu, pójściu spać, jedzeniu itd.
Niesamowite, jak człowiek może się zmienić. Albo może nie chodzi o zmianę, a faktyczne bycie i nie dostrzeganie wad drugiego.
Jutro pierwszy dzień jesieni. Ma być słonczenie, oby mój dzień też był słoneczny. Pewnie jak ja nie podam ręki to będzie cisza...

wtorek, 21 września 2010

Mądrości

No ale mądrości, w same sedno ....

Dlaczego w rozpaczliwym pośpiechu dążymy do sukcesów, i to w tak beznadziejnych przedsięwzięciach? Jeśli człowiek nie dotrzymuje kroku swym towarzyszom, to zapewne dlatego, że słyszy innego dobosza. Pozwólmy mu iść w takt muzyki, która słyszy, niezależnie od jej rytmu czy mocy.
H.D.Thoreau
......
Jak długo wytrzymam to wszystko. Nie wiem. Już nie mam sił, nerwy mi puszczają. Mam dosyć. W czym znaleźć siłę. Taka pustka.
Męczy mnie wszystko. Przytłacza. Jak można dać się tak manipulować przez tyle lat? Jak być ślepym przez tyle lat?
Nie mam nic, jestem nikim. I nie pomogą książki, kursy. Do dupy z tym. Co z moją miłością? Co z jego miłością? Wyrachowanie może. Nie zauważyłam przez tyle lat.
Co z moją pracą, byciem KIMŚ? Co ja potrafię? Na czym się znam? W czym jestem specjalistą?
Nic mnie nie cieszy, ani mąż, ani dzieci, ani dom, ani też praca. Mąż - od którego dowiedziałam się, że życie ze mną jest koszmarem. Fajnie 11 lat w związku. Dzieci - które, mam ...Dom - 250metrów sprzątania. Praca-bycie byle jakim, hucznie zwał specjalistą.
Może psychiatra...

poniedziałek, 20 września 2010

Fajnie było..

Fajnie minął wczorajszy dzień. Szkoda że Fluś zakatarzony, lekko kaszlący i dzisiaj pewnie trzeba będzie pędzić do lekarza. Dla uspokojenia swoich obaw. Na spacerku w lesie znaleźliśmy troszke grzybów. Fajnie jest mieć lasek 50 metrów od domu. :)

Po obiadku pojechaliśmy do Turzy na obchody upamiętniające śmierć zamordowanych w 1944r. Była msza w lesie przy grobie celebrowana przez biskupa K.Górnego, orkiestra wojskowa, podhalańczycy. 
W Turzowskim lesie





Tablica obok pomnika

Trochę historii dla nas a przede wszystkim dla K. I zapamiętał że: w 1944r, że odkopano 5 ciał, że było aż 5 grobów na 12 metrów długich, 2 metry szerokich i 2 metry głębokich, a pierwsza warstwa pochowanych ludzi była już 70 cm pod ziemią. Okropność.
Pomnik ku czci poległym
Po tych uroczystościach pojechaliśmy do rodziców wspominać zabawę weselną. Przyjechał brat.
Ogólnie dzień pozytywnie.

A dzisiaj czuję teraz jakąś niepewność, mam nerwa, czy to jakieś obawy, lęki. Jak to jest? idziesz spać jest super, wstajesz jest źle. Wrrr.
Jutro z Olkiem do kontroli. Jeśli nie będzie gorączki. Siedzę z nim sama w domu. Śpi. Mam strasznego smutasa. P przyjechał z pracy, żebyśmy mieli czym jechać z Olkiem do lekarza. Ale po powrocie siedzę sama no w sumie z koleżanką ścierą, płynem do mycia okien no i Olkiem. Czuję się taka samotna. P wybył -nic nie mówiąc - pomagać przy wykopkach. W tym czasie ugotowałam obiad. O rety jak ja czuję się dzisiaj podle.

niedziela, 19 września 2010

Niedzierrrrlllaa

Otworzyłam oczy, wstałam, naciągnęłam coś na siebie i po dziecko do dziadków. Tam kawa, szyszka weselna.
Można rzec, że weselicho udane. Były tańce, przy dennej kapeli. Może pobujałam się z 10 kawałków. Chłopaki starali się jak mogli. Początek sala pusta, później już wszystkim było obojętnie co i jak grają. Jedzonko dużo i smacznie. A na koniec gostek zaliczyl lądowanie ze schodów, spadochron się nie otworzył co skutkiem było wezwanie pogotowania: mnóstwo krwi, złamany nos, rozwalony łuk brwiowy. No wyglądał jak Adamek po walce z Grantem.

A teraz idę do lasu...

piątek, 17 września 2010

Callan

No i zaczęło się. Wczoraj lekcja pokazowa (próbna). Spodobało mi się. Dwie godziny skupienia.Lektorka ciągle mówi, pyta i jak się jest choć chwilę rozkojarzonym to wypada się z rytmu.  Grupa 6-cio osobowa. Bardzo fajna,śmieszna. Można pośmiać się z kogoś a przede wszystkim siebie jak się nie potrafi wypowiedzieć czegoś.
Więc zdecydowałam się na naukę. :) tadam :)
Może to coś da :) Wkońcu na drugi rok w planach mamy super wyjazd. Zaznaczam w planach :).

A że szukałam w kartonach książki do angielskiego, zobaczyłam ile papierzysk nie potrzebnych leży i zajmuje miejsce. No może pora zrobić z tym porządek.
W sumie P miał rację - kupe czasu, pieniędzy wydanych na wszystko co związane z księgowością i co? I tylko zostały papiery, książki. Nic z tym nie robię. I chyba nie będę robić. Przez dwa, trzy lata zapomniałam wszystko.
Oby nie było tak z powtórką angielskeigo :))))

czwartek, 16 września 2010

Spacer

Haha no i wróciłam ze spaceru. Dwa podejścia. Za każdym razem deszcz zawracał nas z drogi. Ależ ta pogoda jak kobieta zmienną jest..

A teraz mnie wzięło na przemyślenia. O tym jak to jest jak się pracuje i wszyscy są twoimi dobrymi kumplami. A jak siedzisz w domu - nikt do ciebie nie zadzwoni. Wszyscy żyją tym co robią. Nie ma w pracy znajomości bez interesowności. A może to tylko u mnie tak jest.

środa, 15 września 2010

Bieg

No dzisiaj to dzień przemknął mi niczym błyskawica. Codzienne obowiązki, uporanie się ze stertą zaległego prania, szybki obiad.

No wkońcu udało mi się pobiegać. Nie był to ani zawrotny dystans ani zawrotne tempo. Po roku nie biegania powoli trzeba wpaść w ten właściwy rytm. Może znów będą fajne dystanse i czasy, którymi można się pochwalić.
Dzisiaj tylko 2km. Na rozgrzewkę trochę skłonów, brzuszków.
Jutro pewno odezwą się zakwasy. Ale ponoć jak nic nie boli to człowiek umiera. :) Więc ...haha.
Wysiłek daje szczęście. Oby tak było.
Ja już jestem z siebie dumna, że wkońcu przełamałam lenistwo i wygospodarowałam czas na bieganie.

wtorek, 14 września 2010

CUDowne grzybobranie

Większość moich -to był cud..
Ach jak przyjemnie było. Udało się -wyjście na grzyby. Piękne słoneczko, las, fioletowe wrzosy, zielony mech. Cudnie. No i mnóstwo grzybów. Mnóstwo też mieszczuchów.
Nie wierzyłam wlasnym oczom, gdy udało mi się dostrzec malutkiego borowiczka wyglądającego spod listka. Uff, cud. Nie znosiłam-odkąd pamiętam wychodzić na grzyby, bo wszyscy znajdowali je oprócz mnie. Ale dzisiaj chciało mi się wyjść do lasu na odstresowanie, wzięcie oddechu... No i cud - i grzybki znalazłam, i odpoczęłam. Naładowałam swoje akumulatory.
Co za wspaniały dzień. Mimo, że w sprawach urzędowo-bankowych wciąż stoimy w miejscu i niestety przez nieudolność naszych banków pewnie będziemy stać jeszcze trochę.
Cały dzień rodzinnie i wesoło. Bez narzekań, dąsów, osądów, kłótni. Oby tych dni było więcej, jak najwięcej.

poniedziałek, 13 września 2010

Chciałoby się i co z tego

Czytając blogi innych - myślę - ludzie mają pasje, realizują się, robią to co kochają. PASJE I się zastanawiam, czy ja mam pasję, czy ja się realizuję, czy robię to co kocham? Hm. Tysiące pytań, brak odpowiedzi. W sumie jest odpowiedź - nie interesruje mnie nic szczególnego. Cały mój czas wypełniony jest czynnościami, które muszę wykonać. Rutyna.

Powinnam się cieszyć tym co mam. Mężem, dziećmi. Wydaje mi się, że w tej materii osiągnęłam wszystko co mogłam osiągnać :). Teraz pora zająć się sobą. Karierą. HAHA Hucznie zwał.
Postanowiłam zmienić pracę. Z dwóch głównych powodów.
Po pierwsze: brak możliwości rozwoju - constans na całego.
Po drugie: brak możliwości zwiększenia wynagrodzenia.
Dlatego pora zacząć szukać. Usłyszałam dzisiaj będąc w pracy i składając wnioski urlopowe, że 2 tys.netto na rękę (kobitka sobie tyle zażyczyła) to jakaś kosmiczna kwota. HAHA
Żeby nie zwariować idę na spacer. Biorę moich dwóch zbójów i idę się pozytywnie doładować.

PO SPACERZE..
Fajnie było: gaworzący szkrab w wózku,  "prawie młodzież" na rowerze.

Skąd tyle much, włażą mi na monitor. :)

... i się dowiedziałam, że nic nie robię by było dobrze. Bo od dwóch lat  niby mam sie uczyc angielskiego i tylko mam się uczyc, bo wciąż sie nie uczę, a to jest mi potrzebne po to by mieć lepszą pracę.
... i sie dowiedziałam, że kursy które mam i tak mi nic nie pomagają bo wciąż mam pracę mało płatną itd.
A jak powiedziałam że pójdę na kurs to...że i tak mi to nic nie da bo się nie mam zamiaru sama uczyć w domu. O rety.
Ale ten mój facet potrafi człowieka mobilizować, bo ponoć tak jest. Mówi mi to po to by mnie zmobilizować. Bo nic nie robię w tej kwesti bym miała lepszą pracę, tylko narzekam. Narzekam na wszystko i wciąż i ciągle..... No kurde mógłby dodać i stoi i sapie i dyszy i bucha uff, uff, uff.
No i co z tego, że naładowałam akumulatory. No i co z tego, że uśmiałam się z Kacpra jak grał w piłkę w pożyczonych od kolegi korkach o trzy numery (co cajmniej) za dużych.  I co z tego że poszłam do fryzjera by humor sobie polepszyć. Jak jedna rozmowa z najukochańszą, najbardziej ponoć wspierającą osobą ...i bańka prysła. Jak to można powiedzieć. Kurna poszło się ....

MOJE KOLEJNE POSTANOWIENIE
ZAPISAĆ SIĘ NA KURS ANGIELSKIEGO - chyba metodą Callana.
Nie wiem skąd kasa. W d...e to mam.

sobota, 11 września 2010

Dom, dzieci, mąż

wszystko na mojej głowie. Przebrnęliśmy wczoraj przez Flusia szczepienie. Był dzielny, dał radę. Po szczepieniu załatwianie spraw bieżących, banki, urzędy, punkty napraw.
Oczywiście później brak ochoty na to co powinno się mieć ochotę i bańka prysła. Uff. Ale faceci są ciężscy.
No i dzisiaj kwinta wisi. Nie dosyć, że pogoda pod psem to jeszcze nadąsany mąż. A ja osłabiona, leniwa. Trzeba zabrać się do jakiejś roboty, może się rozruszam. Co za dziwny okres w moim życiu, strasznie zrobiłam się leniwa, narzekająca, depresyjna. Zmęczenie.Hm. Ale czym? Robię to, co robi większość bab w moim wieku: obowiązki związane z bycia żoną, matką, gospodynią domową. O rety a jak dojdzie jeszcze firma. Aż strach pomyśleć. No cóż do roboty :)

czwartek, 9 września 2010

Znaki satanistyczne

Wczoraj był niesamowicie długi dzień. A wszystko jak zwykle toczyło się wokół Olka i Kacpra. Wokół Olka - bo spodobało mu się bycie na rączkach, cierpiał strasznie na bezruch leżąc na macie.
Wokół Kacpra - no bo oczywiście problemy.. Zaczął się rok szkolny, zaczęły się kłopoty. Nie wiem skąd to bierze się u niego. Oczywiście kłopoty na linii Kacper-Ksiądz. Wyjszłam wczoraj na spacerek, a że mijaliśmy szkołę, była pora zakończenia lekcji Kacpra - poczekaliśmy. Patrzę a coś niskiego, czarnego tupta za nami. KSIĄDZ. Wiedziałam, że Kacper zaliczył to co miał zaliczyć by być dopuszczonym do komunii, więc z uśmiechem (później tego żałowałam baaarddzzzzoooo) pytam księdza: jak tam na religii. A ksiądz, że Kacper pokazuje znaki satanistyczne. Ło matko....
No i już później całe popołudnie toczylo się wokoł tego. A bo się Kacper napłakał, głowa rozbolała, wymioty itd.
Skąd u dziecka takie zachowanie? W życiu bym się nie spodziewała takiego czegoś. Chyba za dużo czasu poświęcam młodemu a Kacper wykorzystuje to, albo tak reaguje na brak zainteresowania z mojej strony.
Trzeba to zmienić...

środa, 8 września 2010

Z pozytywnym...

nastawieniem na dzisiejszy dzień, zwlokłam się z łóżka. Pozytywnym i zwlokłam się hahah. No cóż takie o to moje pisanie. Ale piszę co myślę - więc taki oto jest efekt. To nie to samo co pisanie do gazety z tematyki rachunkowości Wn Ma itd. O jejku ale to było straszne. Ciągle korekty korekty nie docenionych, mało dowartościowanych bab... Ale minęło i nie ma co zrzędzić więcej.
Podziwiam moją koleżanię. Tak trzymaj ale weź oddech kobito. Spacer rano, w południe wieczorem, o matko :) Spacer hahah - raczej bieg z obciążeniem.
A mój plan na dzisiaj: hm, żeby nie było inaczej niż normalnie to gotowanie obiadu:zupa z wczoraj a na deser pierogi z truskawkami (zamrożonymi latem). W przerwach między wszystkim tym co związane z Olkiem - relax czyli czytanie.
No i koniecznie dzisiaj wieczorem BIEG. O rety po takiej przerwie to ja zdechnę a nie przebiegnę.
No i koniecznie dzisiaj nieustanne myśli co robić by było lepiej. Ponieważ ciągle cierpię na chroniczny brak kasy...

wtorek, 7 września 2010

I znów gotująco...

Chyba ten mój blog robi się blogiem kulinarnym. O to mój obiadek: smaczna pomidorowa i pyszne racuchy

No cóż z życia wzięte.
Wciąż łupie mnie w kręgosłupie. Nie mam sił ani ochoty na nic. Wrrr.
Taką mam ochotę zacząć znów biegać, ale ten katar, no i te chęci... no i brak sił..
Idę poczytać...

poniedziałek, 6 września 2010

Z podwórka...

UDAŁO SIĘ wkońcu znaleźć (dzięki Gosia)

Stare Dobre Małżeństwo

orzech starzeje się po włosku
jest twardy - lecz jednak do zgryzienia
zielone krople jego oczu
już mało mają do patrzenia

sąsiadka mruga do mnie często
to tik co został jej z małżeństwa
a mąż pijany suszy się na sznurze
już wkrótce przyjdą znowu święta

wisi też dywan co latać zapomniał
prezent od teściów - wierny pies
sierść mu się jeży już niegęsta
rzadkim wzruszeniom szkoda łez

tu trzeba twardo - jak ten orzech
niech nie pomyślą nic sąsiedzi
z dywanu lecą chmury kurzu
to może w nim złe licho siedzi? 
 
 http://teksty.org/v/0010/img/loading1.gif

Po wekendzie

I znów rozpoczął się kolejny tydzień. Tydzień walki z przeciwnościami dnia codziennego i tydzień szczęścia z tego co dzień przyniesie.
Z nosa wciąż kapie.
Wekend minął bardzo szybko no i można powiedzieć że fajnie. Oczywiście mąż zarzucił focha, ja na niego też. Super gość, ale o wszystkim chce decydować, zawsze chce mieć ostatnie zdanie.
Ale wczoraj postarł się, gdy odwiedził nas mój brat z żoną i synkiem. Zapodał wszystko co potrzebne do lekkiego poucztowania. No wkońcu rodzina się powiększy :). Oj jak dobrze że Fluś już taki duży.


Alfabet nauczony - oby Kacper dzisiaj na nim nie poległ.
A co w tym tygodniu? Jakie plany? A nijakie. Do przodu...

sobota, 4 września 2010

Dzień jak każdy

W sobotę zazwyczaj można pospać dłużej. O ile:
- nie obudzi cię dziecko,
- nie boli cię gardło,
- masz nie zatkany nos. :)
I tak własnie było dzisiaj.
Jejku ale u mnie nudy w tym życiu - od sprzątania, gotowania, prania po karmienie, przebieranie, usypianie.
Super życie. :)

A chciałoby się tak, choć na chwilę wrócić do pięknej Hiszpanii....

czwartek, 2 września 2010

Szarlotka

Od kilku dni zamierzałam się do zrobienia szarlotki. Nazbierałam jabłek tzw. spadów i do roboty. Przepis z netu - nie sprawdzany. No wogóle ta szarlotka to "mój pierwszy raz". Iiiiii naprawdę rewelacyjnie się udała.
Zapodałam z lodami i bitą śmietaną.
Chłopaki się zajadali. No oprócz Loli - bo on tylko skosztował bitej śmietany.
Powiedziałam "STOP" nie ma trzeciej dokładki.
Przepis http://gotowanie.onet.pl/699,0,1,kruche_ciasto_szarlotka,ksiazka_przepis.html

Ogólnie dzień superowy, mimo że Fluś (czyli Olek lub Lola ) trenował nowe krzyki...
Nienajedzone dziecko - a dzisiaj tak się postarałam i zrobiłam mu pyszną zupkę. Przetarte na sitku: ziemniaczek, marchewka, brokuł
Ale miałam dzisiaj wenę KUCHARY, juz nie opiszę co zapodałam na obiad.

Mysz

Nie wierzyłam własnym uszom - jak kilka dni temu Kacper krzyczy siedząc w wannie (dosłownie miał sie kąpać) krzyczy -"mamo mysz".
Dzisiaj sama doświadczyłam tego czegoś tzn. szoku - wchodzę do garderoby Kacpra a tu "mała myszka siedzi sobie i ...".
Oj będzie sie działo, będzie - polowania czas zacząć... oczywiście jak wróci meżuś :)
Po niezbyt udanym dniu wczorajszym, zaczynam działać znów niby pozytywnie myśląc.
Chyba jestem uzależniona -od internetu oczywiście. No cóż trzeba z tym walczyć. Hihi Niesamowity pochłaniacz czasu.

środa, 1 września 2010

Kac moralniak

Kac moralniak
Dzieciak sam do szkoły poszedł. No cóż czasem dziecko musi umieć poradzić sobie SAMO.
A tak poza tym to dzień jak co dzień, no może z tym wyjątkiem, że leje cały dzień.
Zimno. Trzeba będzie może jutro zapalić w kominku. Tak właśnie, będzie miło i przyjemnie.
Już chyba wiem co chciałabym spróbować robić - może decoupage, a może scrabbooking. Wydaje się ciekawe. A czy pozostanie tylko słomianym zapałem - to też się okaże.
Olek zasnął, Kacper wraca od dziadków z listami (same ponoć rachunki). Idzie bardzo ociężale. Czyżby 7dmio latkowi też opłaty ciążyły aż tak bardzo. :)
Poczytam chwilę moją zbawienną książkę Moc pozytywnego myślenia- rozdział: Jak przełamać nawyk denerwowania się.
A później otworzę listy z rachunkami.

wtorek, 31 sierpnia 2010

Kap kap kap

Pogoda barowa, głowa boli, nic się nie chce robić. Zimno. Przygotowania do rozpoczęcia roku szkolnego - brak. Naleśniki na obiad, hm kto to zje...
Znów zaczynam zamartwiać się co będzie... a chodzi tylko o pracę.
Nie jestem już młoda zeby moc stać w miejscu, chciałabym coś więcej osiągnąć. Ale czy to jest możliwe w firmie w której pracuje. Mam taką nadzieję.
Zgodnie z tym co czytam - powinnam myśleć pozytywnie, myśleć że dostanę awans, podwyżkę, skierują mnie wkońcu na kursy, szkolenia.
MYŚLĘ TAK - będzie dobrze
Powrót do pracy już w październiku...

niedziela, 29 sierpnia 2010

Trzy dni

Od jakiegoś czasu staram się myśleć pozytywnie, staram się zmienić podejście do siebie, ludzi no i wielu spraw. A wszystko po to by nie zwariować. O tym co się ze mną działo, czasem wciąż dzieje będę pisać na bieżąco.
Trzy dni bez narzekania, bez ględzenia jak to jest mi źle i trudno.
I chyba się udało.
Oby tak dalej....