niedziela, 19 września 2010

Niedzierrrrlllaa

Otworzyłam oczy, wstałam, naciągnęłam coś na siebie i po dziecko do dziadków. Tam kawa, szyszka weselna.
Można rzec, że weselicho udane. Były tańce, przy dennej kapeli. Może pobujałam się z 10 kawałków. Chłopaki starali się jak mogli. Początek sala pusta, później już wszystkim było obojętnie co i jak grają. Jedzonko dużo i smacznie. A na koniec gostek zaliczyl lądowanie ze schodów, spadochron się nie otworzył co skutkiem było wezwanie pogotowania: mnóstwo krwi, złamany nos, rozwalony łuk brwiowy. No wyglądał jak Adamek po walce z Grantem.

A teraz idę do lasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz