środa, 15 września 2010

Bieg

No dzisiaj to dzień przemknął mi niczym błyskawica. Codzienne obowiązki, uporanie się ze stertą zaległego prania, szybki obiad.

No wkońcu udało mi się pobiegać. Nie był to ani zawrotny dystans ani zawrotne tempo. Po roku nie biegania powoli trzeba wpaść w ten właściwy rytm. Może znów będą fajne dystanse i czasy, którymi można się pochwalić.
Dzisiaj tylko 2km. Na rozgrzewkę trochę skłonów, brzuszków.
Jutro pewno odezwą się zakwasy. Ale ponoć jak nic nie boli to człowiek umiera. :) Więc ...haha.
Wysiłek daje szczęście. Oby tak było.
Ja już jestem z siebie dumna, że wkońcu przełamałam lenistwo i wygospodarowałam czas na bieganie.

1 komentarz: