wtorek, 7 grudnia 2010

Mój pies

a właściwie nasz pies. I nie pies a właściwie "psica" - golden retrivier. Co dzisiaj nabroiła: zrobiła sik i kupe na Flusia kocyk, Bo że notorycznie gryzie to co lezy na podłodze to już nie wspomnę. No i kwiatek objadła. Przewróciła, ziemia na naszym merbale. HEHE. Ale jest pocieszna. I cieszę się bardzo, że ją mamy. Pi mówi do niej: oj córcia córcia.. heheh

A dzisiaj nerwowy dzień w pracy. Co dalej - opiszę jutro.
A po pracy angielski. Koniec stag-u. W czwartek powtórka no i test, no i c.d. Nie chce się w taką pogodę wracać do Rz, ale idę w zaparte.

A jutro już mają dotrzeć długo wybierane - a bo to nie takie, a bo to za drogie meble do jadalni - stół i 12 krzeseł. No i oczywiście w planach wigilia. Wigilia z domownikami z naszych rodzinnych domów. Oby wypaliło. bardzo bym chciała, zeby moja matula się przekonała. Akurat w sam raz krzeseł, no i jedno zgodnie z tradycją dla przybysza. Zobaczymy.

A teraz do czytania. Po raz drugi, po bodajże 6 latach powrót do "Kwiatu Pustyni". Książka do poduchy. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz