piątek, 1 października 2010

Nasi siatkarze

Wracając z anglika o mały włos a zaliczyłabym mandat. Tak to jest jak się człowiek spieszy. Po drodze na BP czipsy, piwo i wafelki. Dotarłam pod koniec pierwszego setu. Hm. Nic straconego - mówi mąż. Trzymałam thumbsy. No nie pomogło. Umiejętności Brazylijczyków były o klasę wyższe od naszej drużyny. No może dzisiaj będzie lepiej z Bułgarią. :)

A w domku było tak ciepełko. Fajna sprawa ten kominek. I ciepełko i klimacik. No i kolacyjkę mężuś zrobił. To nic, że przed wyjazdem wspomniałam o tym. Było fajnie i przyjemnie. A o tym co było później lepiej nie myśleć. Zapominam. Mam nadzieję, że od dzisiaj będzie tylko lepiej.

Mój kręgosłup, czy krzyże czy nery dają znać o sobie niemożliwie mocno. Jadę do apteki po jakieś plaster.

1 komentarz: