wtorek, 30 listopada 2010

Zima zima

No wkońcu czoraj zmieniłam opony na zimóki. Dostałam niezłą nauczkę, zakopując sie u teściowej na ogrodzie. 40 minut spóźnienia do pracy. Tak było wczoraj, bo dzisiaj już ok.
Chociaż rano wielki szał, bo zawoziłam małego do teściowej, nie spóźniłam się do pracy. Podekscytowana zabrałam się do pracy. Ale już zapał minął.
Dziś po pracy: zakupy, odstawienie Pi na imprezę, angielski, no i powrót do domu około 21:30.
Piła odzyskana. Jeszcze w Luxemburgu, ale już nie na lotnisku we Frankfurcie. Hehe.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Zima, fascynacja

naczytałam się blogów, no i żal d... ściska, jak czytam bloga ZU o spotkaniu, warsztatach kochajacych szyć, czytam bloga sorriso o jej pasjach i życiu jak w innym świecie.
Silnego postanowienia c.d. I pewnie z braku czasu i chęci brak pasji. Więc pozostaje fascynacja. I żeby znów nie narzekać na moje nędzne życie heheheh, napiszę - fajna zima, fajny czas w domu, fajne dzieci.

sobota, 27 listopada 2010

Silne postanowienie

I znów zaczynam wziąć sie w garść. Przestać wkońcu użalać się nad sobą, nad swoim ciężkim życiem, problemami. Przestaję zamartwiać się o przyszłość. Kurde oby się udało. Pewnie nie da się całkowicie wyeliminować myśli, ale może choć trochę.
Robić tyle na ile starcza mi sił. Działać zgodnie z przygotowanym planem A, B, C. Czyli planem dniowym, tygodniowym i długookresowym. I to w privie i w pracy.
Marzyć, ale realnie. Zapominam o tym czym jest mieć szczęście. A przecież moje szczęście to rodzina: mąż i dzieciaki. Przecież ile trwało by wkońcu mogl sie urodzić Fluś. 6 lat starań. A teraz narzekam jak mi ciężko itd. Łapię się na tym, że nie chce mi się nim zajmować, bo wolę poszperać w necie. Ciągłe krzyki na Ka, po co to. Oby udalo mi się przezwyciężyć ten kryzys. Zacznę od tego, jeśli nie pomoże to udam sie do lekarza, tak Gosiu do lekarza.
Wczoraj wrociłam od mamy całkiem szczęśliwa. Może wkońcu A choć troszkę się opamięta. Ostatnie jego problemy i zdarzenia zdrowotne trochę go przystypowały w swoim nałogu.
Oj ten alkohol.
I znów dzisiaj nie odbiorę mojego psa. Jeszcze jedno odrobaczenie. Ale już niebawem rodzina się powiększy. :)
Aaaa no i chyba mojemu bratu urodzi się coreczka. Niesamowite, Wkońcu baba w rodzinie.

wtorek, 23 listopada 2010

Zamartwianie

Znów stany prawie przed depresyjne. Nie wiem czemu sie tak dzieje. Czemu nie mogę poradzić sobie z tym co mi się przytrafia, z tym co się dzieje wokół mnie. Nie mogę sobie poradzić z ciągłą nieobecnością męża, z moją samotnością, myślami i obawą o marny kasę a bardziej o jej chroniczny brak. Nie mogę sobie poradzić z bezradnością, lenistwem czy zmęczeniem. Wciąż się zamartwiam, że nie damy radę finansowo. Po co to wszytsko było. Walczę z poczuciem winy, że za mało czasu poświęcam dzieciom. Walczę z poczuciem winy że nie dabm o dom, itd. Wciąż narzekam i narzekam. Ale dzisiaj dostałam odpowiedź na mojego emila. Od koleżanki. Szkoda, że mieszka tak daleko. Koleżanki nie, raczej przyjaciółki. Bo takie rady i porady daje tylko osoba -przyjaciel. I wydawać by się mogło że ona ma wszytsko, a też musiała i wciąż musi walczyć. Nie jestem w tym odosobniona.

czwartek, 18 listopada 2010

No i sie urodziło

O rety. Właśnie miałam telefon, że się urodziło - chłopczyk -Szymon.
U brata męża chłopak ur. 23 marzec, u nas chłopak ur.27 czerwiec, u siostry męża chłopak ur. 18 listopad. O rety wojna będzie? HIHI
A to moi chłopacy:

Chyba się dziś narodzi

Rodzina chyba nam dzisiaj się powiększy. Pi siostra dwa tygodnie przed terminem z odpływającymi wodami udała się do szpitala na Chopina. Uff, aż dreszcze przechodzą na samą myśl. Ale to było już prawie 7 miesiecy temu. Na razie póki co podali jej oksytocyne i skurcza się :). No nieźle urodzajny ten rok w rodzinie męża: no u nas, u sioistry, u brata, u kuzynki.

środa, 17 listopada 2010

A ten czas

tak szybko leci. Coraz ciężej wygospodarować mi chwilkę, by usiąść w spokoju, skupić się i coś napisać. A to dlatego że wszytskiego wciąż pełno na głowie no i pełno do roboty. Cały tydzien praca praca, a w wekend nadrabianie zaległości w sprzątaniu, praniu, prasowaniu. Zakupy w sobotni wieczór to już coś normalnego - wracamy z siatami zapasów, dziećmi około 22 (no i z coraz mniejszą ilości kasy na koncie). Strasznie to życie drogie. No a własnie dzisiaj dowiedziałam się całkiem przez przypadek, że dział mój nie jest przewidziany w roku następnym do podwyżek. Nawet o inflację. Więc już definitywnie pora szukać czegoś bardziej intratnego. Roboty pełno w pracy, wykorzystują na maksa, a wypłata marna. Ale ponoć tak słyszę, że tak jest u nas na Pod.Dziwne. Co za prawo, rynek i reguły. W pracy nie ma czasu wejść na priva i coś porobić dla siebie, bo wciąż zadanie za zadaniem. A zwłaszcza teraz, gdy wyjazd w niedzielę na Karaiby no i potrzebne im prezentacje, trzeba poakceptować tematy, by coś pod ich nieobecnosć pchnąć do przodu. No i oczywiście problem z moim nieywkorzystnym urlopem 24 dni. Pewnie w przyszyłym tygodniu cos odpoczne od pracy. Zostane w domu, Flusia sprzedam teściowej i pomyje okna. Szkoda że podobnie jak od dzisiaj do soboty tak i od poniedziałku następnego do soboty nie będzie znów Pi.
Wytrwale chodzę na angielski, i nawet nie zająknę się by powiedzieć, że coś już moge pogadać. Pi mówi że jest o niebo lepiej. Często jadąc do pracy  mówimy sobie po angielsku. Tematy, zdania proste ale jest super.
No i tak biegnie dzien za dniem....czas leci ....

czwartek, 11 listopada 2010

Ząbki dwa

A dzisiaj wkońcu wyszły i to nawet dwa na raz. Wyczekiwane i namacywane od kliku tygodni. I zobaczyłam je Ja. Uff. A nie "kochana mamusia". Bo znów byłoby gadania i trzeba by sluchać. No a tera czekamy na górę. Ale na razie tam nic sie nie dzieje. I juz wiadomo, dlaczego Fluś tak szaleje.
Szybko minął dzień. Wyjazd wujka i cioci. Ze łzami, z płaczem. Wujek ma przerzuty. Może to ostatnie nasze widzenie. Zacząć ma chemię. Okropność. Już 5 lat walczy. Dobry człowiek.
A później to już było tylko codziennie. COś ugotowałam, coś poprałam, posprzątalam. No i teraz lulu. A i coś poczytałam z anglika.

środa, 10 listopada 2010

Miał być długi

wekend. Hm.Nawet wniosek o urlop był juz podpisany. Ale, że kilka prezentacji do zrobienia na poniedziałek, a nawet na piątek niestety biuro trzeba i w piątek odwiedzić. No a życie się toczy i zatacza. Nic szczególnego sie nie dzieje. Ale najważniejsze jest to, że od trzech dni nie boli mnie głowa. A bolała przez trzy tugodnie dzien w dzień. Chyba juz przyzwyczailam sie do nowego rytmu dnia,zmiany czasu itd.
A teraz przede mną piwko i tv.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Niebyt

No troszkę tu nie bywałam. Ale mam nadzieję,że nadrobię zaległości. Zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym raz na wozie a raz pod. Od ostatniej środy w życu prywatnym aż do soboty - ciche dni. A to z tego powodu, że byłam zbyt zmęczona na imprezkowanie u znajomych. Na szczęście minęły te cholerne dni. W niedziele w związku z powrotem teściowej z USA wiele zamieszania i ekscytacji zwłaszcza Ka. Czekał na prezenty. Później goście. Fajna imprezka. Dzisiaj znów goście - ciocia z wyjkiem z Kat. Winko, zapiekane banany w cieście francuskim c.d.
Ka w szkole przyciął palce więc wielkie halo.. Olek lekko zakatarzony- wychodzi teraz podejście Pi do zdrowego ubioru dziecka w chłodne dni (bez czapki). A ja czuję się wyśmienicie,a to z tego powodu, że od trzech tygodni po raz pierwszy nie boli mnie głowa. To nic że boli mnie brzuch, ale najważniejsze, że po pracy wróciłam nie zmęczona, bez bólu głowy, mdłości. Zostały tylko jeszcze uderzenia.. heheheh.
W pracy roboty w .... Nie ma czasu nawet wejść na gg, czy nk, czy pudelka heheh. Od spotkanie do spotkania, zadania a czasu na wykonanie zadan brak. Ale fajnie że tak jest. Prezentacja na spotkanie z producentami super przygotowana. Teraz juz kolejna i kolejna.I mimo, że mój dyrektor do pracy przyszedł dzisiaj pomięty było ok. A no i zapomniałm dodać, mam nową koleżankę w pracy od PR, póki co OK.
I tak sobie pisząc wcięłam całe tzazyki :)
Jutro angielski więc ide jeszcze cos poczytać.

wtorek, 2 listopada 2010

1 listopada

Nie znoszę tego dnia od 2001r. Czyli już 9 lat. Wcześniej uwielbiałam bieganie z nowego na stary cmentarz w Prze. Wieczorne wyjście by popatrzeć, kto sie skrada w ciemnościach.
Ale wszystko się zmieniło. I mimo że powinen to byc dzień radosny, jakoś ciężko o uśmiech na twarzy. No teraz juz jest zdecydowanie lepiej. Bo to Ka i Oli zmienili wiele. Ale wciąż patrząc na napis "Śpij nasz aniołku", zasycha w gardle i łzy same cisną się do oczu. 9 lat miałby nasz aniołek. Żył zaledwie 40 tygodni. Nie otworzył swoich oczek by popatrzeć na mnie..I wciąż pytanie - Kto zawinił? Lekarz - nie, ja wiem że to JA - gdzie był mój instynkt - nie wiem. I trzeba z tym żyć. Pamiętam jakby to było wczoraj...."Śpij nasz aniołku"