czwartek, 28 października 2010

Bez większych zmian

Ale zdziwił mnie dzisiaj poranny mróz. Wszędzie biało-szaro.
Dzisiaj mam znów święto - noc bez Flusia (mama chyba stwierdziła, że coraz gożej wyglądam i zaproponowała by spał u niej). Jestem jej bardzo ale to bardzo dzwięczna. Zacznę od tego co w pracy. Wciąż na starym sprzęcie, ale ruszyło w sprawie stażystki, gościówy od Piar, a co się wiąże z ich przyjściem przygotowaniem dla nich miejsc pracy. Wkońcu nie będę siedzieć sama w pokoju. :) Dostałam do zrobienia kolejną prezentację na spotkanie z producentami. Już szkic zrobiony. Spotkanie dopiero 5 listopada, więc pewno temat będzie się ciągnął przez najbliższe dni. Aż do spotkania. Jutro juz też mam zapodane co mam robić.  W piątek decyzja...
Wciąż nie mogę się zorganizować i zmusić do tego by "coś" po pracy zrobić. Jak jest Fluś i jestem sama to cały czas z nim. Jak nie ma Flusia to nadrabiam zaległości netowe, siadam z herbatką na sofie i wpatruję się beznamiętnie w tv. Jak cała rodzinka w komplecie (zdarza sie to bardzo żadko) to wszyscy zajęci swoimi sprawami trwamy do wieczora.
Dzisiaj Ka przejęty idzie na "różaniec". Będzie go mówił. A ja na angielski i tak w kółko to samo.

wtorek, 26 października 2010

Czas

Już postanowiłam. Daję czas mojej dyrekcji do piątku. Jutro mam wolne, bo szczepienie Flusia, więc mają czas na zastanowienie się. W czwartek zapytam co i jak. Jeśli w piątek będę robic to co dzisiaj czyli wielkie g...., to ide na urlop. Mam 25 jeszcze dni do wykorzystania.
Jeśli do piątku wciąż będę czuć, że nie mają na mnie pomysłu - zaczynam naprawdę szukać pracy. Szkoda że nie mam kasy - wolałabym pomyśleć o czymś swoim.
Wciąż pracuje na starym sprzęcie, który pewnie pamięta moje przyjście na świat. Jeśli mam robić to co jest niby w planach, to potrzebny lepszy komp, ale oczywiście, że w firmie złe wyniki, to jest cięcie kosztów. a sprzęt zabudżetowany był na ten rok.
Tylko szczera rozmowa mnie ratuje. Muszę mieć odwagę na stanowcze decyzje. Nie chcę siedzieć dzień za dniem, marnować kolejnych dni. Tego co umiem, tego co się nauczyłam przez dotychczasową pracę. Ciężko widzę tę pracę, zwłaszcza w tym dziale. Dlatego pora to zmienić.

niedziela, 24 października 2010

Wiem czego nie chcę

Na pewno dominacji jednej ze stron nad drugą. Ani szantażu emocjonalnego, grania na uczuciach, wpędzania w poczucie winy. No i osadzenia w typowych kobiecych rolach też mi nie pasuje: żona gotuje obiad, a mąż zarabia.
Jestem w związku taka samotna.
Jeśli żyje się potrzebami partnera, to wkońcu się znika, nie ma twoich marzeń, partner zaczyna ich nie zauważać. Przestajesz istnieć. Taka kobieta nie jest już wyzwaniem, nie warto się starać.
Cały czas czuję się niewystarczająco dobrą żoną, matką, kochanką... Mam cały czas poczucie winy, że za mało z siebie daję.
Mąż nie szanuje mojej pracy. Uważa że skoro tak mało zarabiam to jest moja wina, że nie potrafię o zadbać o swoje interesy.
Ale życie pisze podobne scenariusze. U mnie podobnie jak u KR. Aż boję się pomyśleć, że tak samo się zakończy.

czwartek, 21 października 2010

Prezentacja

Chyba udało mi się ją zakończyć. Choć zarząd dopiero w poniedziałek, więc pewno jeszcze dyrektor stwierdzi że trzeba coś poprawić. Dumna jestem z tego co zrobiłam. Już tak dawno miałam wykłady z handlu zagranicznego.O rety kiedy to było, chyba na magisterce. Jednak nauka nie poszław las. Nie powiem, że się nie nagłowiłam nad planem prezentacji. I mimo, że dzisiaj rano jeszcze wszystko było w powijakach, to o 14 z pięknie nakreślonymi chematami odzwierciedlającymi etapy w transakcjach wewnątrzwspólnotowych prezentacja była gotowa. Mam nadzieję, że merytorycznie też będzie ok.
No i dzisiaj zaskoczyła mnie moja koleżanka Aga Ma. Wparowała do pokoju z dwoma jeszcze koleżankami Basią i Anią z życzeniami urodzinowymi. Ale niespodzianka. A później mój dyrektor z ludzmi z działu również z pięknym kwiatem przybyli. Umówiłam się z ciastem na poniedziałek. Będzie odprawa taka jak co tydzień i będzie ciacho, kawa. :)
Dziękuję wszystkim za życzenia urodzinowe. No wciąż czekam na jeszcze jedne.... Pewnie znów się zapomniało. Och życie, życie
A dzisiaj Olek nocuje u babci. Odbieram go jutro.

wtorek, 19 października 2010

Zmęczenie

a może znudzenie. Drugi dzień w pracy. To co powinnam zrobić - zrobiłam. Za dwie godziny wyjście do domu.  Mam nadzieję, że to sie zmieni -to marnowanie czasu. W domu pewno bym nie usiedziała w miejscu. Ciągle cos trzeba podnieść, zanieść itd.  Muszę coś z tym zrobić. Nie ma dzisiaj dyrektora, wiec poczekam do jutra. Muszę z nim ustalić potrzebę mojej osoby w dziale. Tak byc nie może.

poniedziałek, 18 października 2010

Po 7 m-cach

odnaleźć się nie było łatwo. I mimo, że nic się nie zmieniło to jednak stres był.
Noc bez snu. A jak już się miało na sen to Olek budził. Pobudka okropność - 6:05. Szybki prysznic, śniadanie, droga do pracy w korkach. W firmie czekanie na dyrekcję. Spotkanie -3 h.
I wciąż jest tak samo. I moim zdaniem źle. Spotkanie trwające 3 godziny - nic nie wnoszące. No może coś. Wiem czym mam się zająć. I nie jest to zły temat. Choć na obecną chwilę nie mam pojęcia jak do tego podejść, jak ugryźć. Jutro bieżący temat kalendarze speronalizowane.
Praca na starym sprzęcie, ze starą ekipą. Hm . Może będzie dobrze. Może....

sobota, 16 października 2010

Padam na

pysk. O czym marzę o kąpieli w lodowatej wodzie. Od rana w biegu. Śniadanie, kiszenie kapuchy, obiad, sprzątanie, strzyżenie. Mam takie uderzenia gorąca i wydaje mi się, że wybuchnę. Jest mi niedobrze i to chyba ze zmęczenia. Muszę zastanowić się chyba nad kimś do sprzątania, bo nie nadążam. Nie miałam czasu na chwilę dupoplasku. A jak będzie od poniedziałku. Hm. Co będzie to będzie, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić.
A wczoraj obcięłam włosy. Zamysł był.. ale się zbył. Wizyta u fryzjera z dwójką dzieci (7lat i 5,5 m-ca) to wielki niewypał. Co się dało to sie dało zrobić. Zawsze to oniebo lepiej niż było. Mniejszy kopciuch heheh. Miało być całkiem krótko a wyjszło średnio krótko na Magdę M. hehe Chociaż dzisiaj zauważyłam ze sćięcie moze i takie samo, ale uczesanie już nie.
Najlepszy z wyjazdu był powrót do domu. 25 km w 1,5 h. Masakra. No ale dotarliśmy. Wogóle to wszystko ostatnio w biegu..

piątek, 15 października 2010

99%

Stage zaliczony. 99% jeden błąd. Więc chyba to już umiem. Kolejny stage rozpoczęty. Wczoraj okropna lektorka. Tej Pani mówimy Nie Nie Nie. Sporo materiału przerobione, ale nic nie wytłumaczone i poćwiczone. Więc co mnie czeka? Więcej pracy w domu.
Chrzest orbitreka był wczoraj. A dzisiaj łydki napieprzają mnie okropnie. Ale chyba tak ma być. Może nie będę musieć jechać do Indii jak Pani Minister A.Kalata by schudnąć, czy być na diecie tak jak Anja Ortodox. Owszem jedzenie trzeba ograniczyć. Bo taka dieta najlepsza.
A odnośnie wczorajszego dnia to...okropnie był pracowity. Zrobiłam 15 słoiczków papryki konserwowej. Pięknie wyglądają. Miało być też kiszenie kapusty, ale... Pi stwierdził, że jednak będzie to robił ze mną, a że ja na angielski wczoraj zmykłam więc kapuchę przełożyliśmy na dzisiaj.
Ale cisza  w domu jak dzieci śpią...oby jak najdłużej...

czwartek, 14 października 2010

Orbitrek

Przywiozłam od funfeli orbitreka. Mam zamiar ćwiczyć codziennie. I tak też zaczęłam. Dzisiaj 15 minut rano. Oby mój plan nie skończył się tak jak większość planów. Biegać na świeżym powietrzu jest najlepiej. Ale przy dwójce dzieci i większości bycia samą - ciężko. Boję się zostawiać Oli z Ka. Dlatego ten orbitrek powinien się sprawdzić.
Od rana mnóstwo pracy. Wczoraj dzień też cały w biegu. Ale to dlatego ze trzeba jak najwięcej spraw pozakańczać przed wyjazdem Pi do W-wy.

wtorek, 12 października 2010

Tysiąc wspaniałych..

Skończyłam czytać "Tysiąc wspaniałych słońc". Polecam wszystkim, którzy tu zaglądają tę książkę. Historia dwóch kobiet, o miłości, nienawiści, życiu. A akcja toczy się w Afganistanie. Smutna książka. Pierwszy raz czytając książkę przytrafiło mi się płakać. Do czego kobiety są zdolne..ile poświęceń, bólu. Ile kobieta potrafi znieść.
...
A od rana wielka nerwówa. A bo Pi zostawia mi samochód, jedzie do pracy autobusem a okazuje sie że w portfelu same żółte, a bo Ka chce kanapki do szkoły a w chlebaku tylko dwie suche kromki. No i szybko w samochód i do bankomatu, szybki powrót ze świeżym chlebem, szybki wyjazd Ka do szkoły. Pewnie się spóźni - no cóż.
A ja dzisiaj test zaliczający z angielskiego. No zobaczymy jak pójdzie. Nie znoszę testów, ale z drugiej strony ciekawi mnie co juz opanowałam a co muszę jeszcze zakuwać. :)
Mam już papier, dzisiaj może przed angielskim uda sie zakup innych narzędzi i do roboty.

niedziela, 10 października 2010

Jeszcze tydzień

W przyszłą niedzielę pewnie będę podeskcytowana pójściem do pracy. Tak tak. Pora wrócić do normalności. 18 października to właśnie ten dzień. Ale jeszcze tydzień leniuchowania. Leniuchowania od pracy. Nurtują mnie myśli jak to będzie. Co będę robić. Za co będę odpowiedzialna. A może zaproponują mi coś innego, lepsze stanowisko. Hm Jeszcze tydzień a się dowiem.
Wciąż jednak mam dystans do mojego dyrektora. Dlaczego tak zraniło mnie jego jedyne nietaktowne moim zdaniem zachowanie (reakcja na moją ciążę). A może to nie to zachowanie, a wkońcu dostrzeżenie jakim jest typem człowieka.
Na relacje między nim nie narzekam, atmosfera w dziale bardzo dobra. Ale jednak coś nie tak.
Wrócę to się okaże. Już niebawem.
....
A wekend minął bardzo fajnie. Choć jakiś smutek we mnie. Zaczynam dostrzegać wiele zależności w codziennym życiu. Zaczynam dostrzegać to co i jak się dzieje między mną a Pi. Ale staram się nie ragować wybuchowo. Myślę że lepszym rozwiązaniem jest wyciszenie się. Odpuściłam wiele spraw. Oby tak dalej. Oby nie kumulowalo się we mnie i kiedyś wybuchło.
Smutno jest mi wtedy gdy przez przypadek dowiaduję się o służbie Pi, gdy wiem że nie pomyślał o tym o co go prosiłam, smutno gdy dowiaduję się o jego już zaplanowanych wyjazdach, szkoleniach służbowych. Ale może tak ma być. Powinnam cieszyć się że on się realizuje zawodowo. Ale chyba jednak wkrada się tu moja zazdrość. No i smutek.
Ale mimo tych moich smutasów wekend byl fajny, a jeszcze fajniejsza złota jesień...

piątek, 8 października 2010

Codzienność

Jednak się cieszę, tzn jakoś mi lżej, że nie mam na barkach tych płatności. Zaległa faktura za lodówkę, drzwi do garderób i całkiem świeżynka elementy na ogrodzenie. No pewnie na koncie mniej no cóż. Chyba znów nie uda nam się kupić stołu do jadalni. Chyba znów zaplanowany na styczeń wyjazd na narty zostanie przełożony na rok następny. Jak się zdecydowaliśmy na budowę domu, to już wtedy powinnam wiedzieć, że niestety ale tak będzie.
.....
Ciągle powtarzam sobie, trzeba się cieszyć z tego co się ma. Może i się cieszę. No ale kiedy będzie mnie stać na coś przyjemnego. Kino - super pomysł - hm. Ale po głębszym zastanowienu okazuje sie, że lepiej wydać tę kasę (2 bilety) na bluskę do pracy.
....
A później czuje się człowiek będąc na zakupach zimowych jak kopciuch. Wygląd kopciucha. Figura - uda-parówki., brzuch - za duży oj duzo za duży. No tak i nic z tym dalej nie robię.
Znów wsunęłam moje ulubione ziemniaczki ze smażoną cebulką. Znów do kawki porannej pączuś. Wrrr
I czemu jestem taka - brak zaparcia i wiary w siebie, że jeszcze kiedyś będę wyglądać jak...
.....
No może dzisiaj P kupi mi wkońcu papier. Może. I zacznę coś robić.

czwartek, 7 października 2010

Czapa

No wkońcu udało mi się wyjechać na zakupy zimowe i kupić dzieciom czapki,szaliki i rękawiczki. Czego dowodem jest:
Oczywiście nie zakupiłam nic sobie, a dzień powrotu do pracy zbliża się coraz bardziej. Wrrrr
I tak stałam wczoraj w "Grafice" i patrzyłam na te laski super ubrane i czułam się jak kopciuch. Niestety. Na razie nie mogę pozwolić sobie na większe zakupy. No i pewnie tak będzie przez jakiś czas.
Może jeszcze uda mi się pojechać i znaleźć coś taniego i nadajacego się do pracy.
A dzisiaj. Jakie plany. Oczywiście godzina z angielskim, może wkońcu doprowadzę do ładu pokój nad garażem, naprawa wkładki w drzwiach wejściowych (czekam na gościa). I więcej nie planuję....

środa, 6 października 2010

Zapałki

No tak, na wyspie z jedną zapałką to ogniska bym nie rozpaliła. Pół paczki wypaliłam i w kominku ani drgnie. Wrr. Temperatura spada. Do powrotu Pi z pracy jeszcze kilka godzin. No cóż pozostało: zacząć się ruszać. Chyba posprzątam chatę. Ale... mam lenia. Więc posiedzę i poszperam w necie czegoś ciekawego.

wtorek, 5 października 2010

Jak w raju...

Ka wzorowy uczeń. Uff. Musi popracować jedynie nad ortografią i szybszym tempem wykonywania wszystkiego.
.....
Dzisiaj również po angielskim. Z super lektorem. Dużo przerobiliśmy. Już koniec stagu. Teraz powtórka i test zaliczający. Dzisiaj mieliśmy dyktando. Zero błędów. Do grupy dołączyły dwie osoby. Oby im się nie podobało.
....
No i minął kolejny dzień. Kolejny fajny dzień. Chyba  P miał racji. Żyłam w utopii. Powoli uczę się cieszyć tym co mam, drobiażdzkami. Ciężko wyzbyć się naumianych przyzwyczajeń. Gorzów idzie w zapomnienie - to co tam było, jak się żyło ....
Inne realia, inna mentalność, inne potrzeby. Fajni ludzie. No cóż teraz inne życie. Ale będzie dobrze, wiem że będzie dobrze. Zmienię swoje nastawienie do życia.

poniedziałek, 4 października 2010

Szydełkowo

No więc dzisiaj minąl/mija szydełkowy dzień. Zrobiłam kilka małych bombek, trzy choinki i kwiatka. To wszystko po to by robić razem z Ka kartki świąteczne.
Dziwnie będą wyglądać te kartki bo choinki zrobiłam z fioletowego kordonka. :)
A czemu tak wcześnie myślę o kartkach, bo już za dwa tygodnie powrót do pracy. Jak ja sobie dzień ułożę to jeszcze nie wiem.  Ale mam dwa tygodnie na wymyślenie, a życie samo pokaże jak będzie wyglądać dzień.
Znów dzień bez krzyków, nerwów, dąsów. Oby tak dalej.
A jutro wywiadówka. Hehe oj będzie się działo. Jutro cały dzień bardzo intensywny. Obym dała radę i migrena minęła.

niedziela, 3 października 2010

I zaczęło się

Po udanym grzyobraniu razem z G udałyśmy się na "łowy". Dziwnie się czułam, ale przeżyłam. Hehe. Już wiem teraz o co chodzi, więc w każdej chwili mogę to robić po trochu a nie jak oszołom wychodząc z całym zwitkiem w ręku. Pierwsze kroki za mną. Zbliżam się coraz bardziej do pozyskania tego co niezbędne by wkońcu zacząć. Hm pewno okaże się już niebawem czego mi brakuje. :)
A dzisiaj poszperam w necie i może uda mi się kupić coś fajnego a taniego.
Na dzisiaj zapowiedzieli się z wizytą moi rodzice. Może i fajnie, bo nie byli u mnie chyba z 1,5 miesiąca.
....
Fajnie minęła niedzierlla. Bez nerwów, krzyków, złości. Wizyta rodziców była krótka - kawka, ciasto upieczone przeze mnie w sobotę.
Rano usłyszałam fajną piosenkę . I jak wariatka słucham jej na okrągło. Chyba zakupię ich pierwszy debiutancki album "1" . Głos wokalistki Uli przypomina głos Janis Joplin. Ulalala :)
A teraz czas na piwko z sokiem malinowym...

piątek, 1 października 2010

Nasi siatkarze

Wracając z anglika o mały włos a zaliczyłabym mandat. Tak to jest jak się człowiek spieszy. Po drodze na BP czipsy, piwo i wafelki. Dotarłam pod koniec pierwszego setu. Hm. Nic straconego - mówi mąż. Trzymałam thumbsy. No nie pomogło. Umiejętności Brazylijczyków były o klasę wyższe od naszej drużyny. No może dzisiaj będzie lepiej z Bułgarią. :)

A w domku było tak ciepełko. Fajna sprawa ten kominek. I ciepełko i klimacik. No i kolacyjkę mężuś zrobił. To nic, że przed wyjazdem wspomniałam o tym. Było fajnie i przyjemnie. A o tym co było później lepiej nie myśleć. Zapominam. Mam nadzieję, że od dzisiaj będzie tylko lepiej.

Mój kręgosłup, czy krzyże czy nery dają znać o sobie niemożliwie mocno. Jadę do apteki po jakieś plaster.