czwartek, 30 września 2010

Marzenia

Hm a myślałam, że już jest dobrze. Odłożyłam kasę. Zastanawiałam się na co ją wydać: czy na dać na pralkę dla matuli, czy może wydać na ciuchy dla siebie, a może spa, a może wciąż zbierać na podróż życia...
No i już wiem, że póki co na spa mnie nie stać jeszcze, szmaty jakieś do ubrania póki co mam, więc zbieram dalej.
Wczoraj przeczytałam na forum pod jakimś artykułem o tym co Polacy robią najczęściej w wolnym czasie, a właściwie że nic nie robią, odpowiedź, że po pierwsze musi się chcieć coś robić, trzeba samemu zorganizować sobie czas , oprócz codziennych obowiązków, czas na to co się robi z pasją, a jak się ma pasje to jest się szczęśliwym.
Może i mi uda się wdrożyć coś w moje życie. Cały czas tylko czekam i czekam. Szkoda czasu.
Wczoraj siedząc przy zapalonym kominku, obok mnie dzieci i wciąż niezadowlony mąż, zrozumiał że nie ma co się łudzić, nie zmienię Go, ale mogę zmienić siebie, robiąc coś dla siebie.
Wciąż slyszę zarzut, że jestem niezadowlona, że nic mi nie pasuje, że męczy mnie życie. Pretensje do mnie. Ale dlaczego nie zastanowi się skąd to moje niezadowolenie. Skąd te moje pretensje, smutki, płacze...
Więc oby się udała moja wewnętrzna przemiana. ...

wtorek, 28 września 2010

Licz na siebie

Po raz kolejny jestem przekonana o słuszności powiedzenia "umiesz liczyć, licz na siebie". Ale czemu tak właśnie ma być kiedy ma się męża. Małżeństwo to przecież m.in. dwoje ludzi żyjących dla siebie. A u mnie to chyba jest tak "Małżeństwo to mienie (celowo mienie a nie posiadanie) żony, bo: tak wypada, tak powinno być, by mężowi żyło się dobrze". Dlaczego to właśnie ja muszę się poświęcać. Wszystko toczy się wokół męża.
A skąd te wywody. Otóż. Każdy mój wyjazd na angielski otoczony jest problemami. Za każdym razem z pośpiechem. A bo P coś robi na ogrodzie, a bo P zapomina że mam angielski i udaje że nie ma dzieci którymi do samego wyjścia muszę się zająć, albo po prostu idzie do pracy i ma to daleko w d...
Nie no mam dosyć.
Tyle wysiłku muszę włożyć w te wyjazdy. Czy ja juz nie mam prawa do czegoś dla siebie?

Co potrafię?

No właśnie bardzo mądre pytanie. Też się zastanawiam. Odkąd pamiętam pracuję. Zaraz po szkole - staż w gminie w budownictwie, później pracownik biurowy, później praca w biurze rachunkowym, dalej doradca kredytowy, asystentka prezesa, asystent redaktor - pisząca z rachunkowości, redaktor strony internetowej, znów asystentka prezesa no i wkońcu hucznie zwał specjalista ds. marketingu.
No i praca ta w pełni mnie zadawala, atmosfera też, ale nie wynagrodzenie. Jak kto woli: ciut więcej niż minimalna, jałmużna, głodowe świadczenie.
Co mnie przygnębia w tej firmie: brak możliwości awansu, uczestniczenia w szkoleniach, podwyżki - bo to wszystko jest dla określonego środowiska. Nepotyzm itd....
Dlatego nie widząc lepszych perspektyw, postanowiłam poszukać coś bardziej intratnego.
Nie chcę zarabiać ciu więcej od minimalnej. Kończąc dwa kierunki studiów, podyplomówkę, kursy itd., myślałam że będzie dobrze. Ale chyba nie tu. Jak nazywają ludzie zamieszkujący tereny zachodnie - na Ukrainie. :)
Dlatego kochana K, te moje skromne 7 podań to tylko początek.)

poniedziałek, 27 września 2010

Oferty pracy

No i zaczynam walkę z ponurą rzeczywistością. Na ile wysłanych podań będę mieć odzew? Będę liczyć. Dzisiaj 2, w tamtym tygodniu 5. W sumie 7 sztuk.
Może się uda. Pewnie że się uda. No wkońcu coś jestem warta. Ale jakie "coś" ?

Zapisane..

Wypadek autokaru pod Berlinem, wygrana siatkarzy w Trieście, koniec zabawy w Tańcu z gwiazdami minister A. Kalaty - dramaty, radości, rozczarowania. Co komu pisane?
Zapewne wszystkim ciśnie się do głowy myśl: Co by było gdyby...? Tysiące myśli..
Też bardzo często i ja sobie tak myślę. Hm, refleksje. I w takich chwilach zazwyczaj dochodzę do konsensusu, że: nie ma co narzekać, trzeba cieszyć się tym co się ma. I mieć nadzieję, że będzie lepiej.
....
Wekend jak zwykle minął za szybko. W sobotę prace w ogrodzie, przy tujach. Dzisiaj ciąg dalszy.
W niedzielę leniuchowanie prze cały dzień, jedynie po południu wyjazd do rodziców na herbatkę.
Oli cały dzień prawie wogóle nie spał. Ale za to w nocy obudził się tylko raz o 3:45 na jedzonko. Teraz też już nie śpi. Pierwszy raz całą noc przespał w łóżeczku. :)
....
Co mi przyniesie dzisijeszy dzień?
Mam jaką radość w sobie, więc pewno powinno być ok.
A już wiem skąd te moje ciężkie dni w minionym tygodniu. PEŁNIA była, a ja wtedy mam jakieś wilkołacze zapędy. Hihihi\

sobota, 25 września 2010

Słoneczna sobota

Już po śniadańku. Teraz poranna kawka no i oczywiście piernik marchwiowy. Na dzisiaj zaplanowaliśmy wiele przedsięwzięć. Dla P - kończenie zalewania "stopy" do bramy, ponawożenie tui. Dla mnie codzienne obowiązki a ponadto doprowadzenie do porządku ciuchów i innych gadzetów w garderobach. Póki co godz. 10 a mi się nic nie chce. Zaczyna się leniwie:)

piątek, 24 września 2010

Poddałam się

Niestety nie potrafię żyć w złości. Szkoda dni naszych. Pewnie gdybym miała inne plany to może bym się nie odzywała wciąż. Ale nie chcę popusć wszytskiego co nas łączy. Przynajmniej nie teraz.
Uupiekłam pyszny marchwiowy piernik. Nie czuć marchwi wogóle. Może trochę wyszedł glinowaty, ale w smaku jest miodzio:) Najważniejsze i o to chodziło, że pięknie pachniało pieczonym ciastem jak do domu z pracy wrócił P.
A z anglika wracałam normalnie godzinę. Wypadek po drodze na odcinku Stobierna Krzywe-Nienadówka.
No może dzisiaj mój mąż zmieni zdanie na temat mojej najbliższej rodziny. Przyjechali mu pomóc (brat i tata) a szwagier obok w domu bąki zbijał :).

środa, 22 września 2010

Ciche dni?

Nie mam ochoty na rozmowy z P. ani z K. Czuję się fatalnie. Nie widzę sensu w czymkolwiek. Całkiem przypadkiem usłyszałam, że P. został ściągnięty z urlopu i jutro idzie do pracy. A jutro Oli do kontroli. Hm Jak to będzie - nie wiem.
I tak sobie myślę, chyba mu tak dobrze nie rozmawiać ze mną juz drugi dzień. Jest Panem i Władcą. Tak zawsze było. Jakieś kłótnie, zawsze ja musiałam pierwsza podać rękę, nadskakiwać żeby było ok. A teraz jak ja jestem twarda no to są ciche dni.
Wciąż staram się nie interesować K. Ciężko mi tak, bo zawsze to ja go pilnowałam w zajęciach, myciu, pójściu spać, jedzeniu itd.
Niesamowite, jak człowiek może się zmienić. Albo może nie chodzi o zmianę, a faktyczne bycie i nie dostrzeganie wad drugiego.
Jutro pierwszy dzień jesieni. Ma być słonczenie, oby mój dzień też był słoneczny. Pewnie jak ja nie podam ręki to będzie cisza...

wtorek, 21 września 2010

Mądrości

No ale mądrości, w same sedno ....

Dlaczego w rozpaczliwym pośpiechu dążymy do sukcesów, i to w tak beznadziejnych przedsięwzięciach? Jeśli człowiek nie dotrzymuje kroku swym towarzyszom, to zapewne dlatego, że słyszy innego dobosza. Pozwólmy mu iść w takt muzyki, która słyszy, niezależnie od jej rytmu czy mocy.
H.D.Thoreau
......
Jak długo wytrzymam to wszystko. Nie wiem. Już nie mam sił, nerwy mi puszczają. Mam dosyć. W czym znaleźć siłę. Taka pustka.
Męczy mnie wszystko. Przytłacza. Jak można dać się tak manipulować przez tyle lat? Jak być ślepym przez tyle lat?
Nie mam nic, jestem nikim. I nie pomogą książki, kursy. Do dupy z tym. Co z moją miłością? Co z jego miłością? Wyrachowanie może. Nie zauważyłam przez tyle lat.
Co z moją pracą, byciem KIMŚ? Co ja potrafię? Na czym się znam? W czym jestem specjalistą?
Nic mnie nie cieszy, ani mąż, ani dzieci, ani dom, ani też praca. Mąż - od którego dowiedziałam się, że życie ze mną jest koszmarem. Fajnie 11 lat w związku. Dzieci - które, mam ...Dom - 250metrów sprzątania. Praca-bycie byle jakim, hucznie zwał specjalistą.
Może psychiatra...

poniedziałek, 20 września 2010

Fajnie było..

Fajnie minął wczorajszy dzień. Szkoda że Fluś zakatarzony, lekko kaszlący i dzisiaj pewnie trzeba będzie pędzić do lekarza. Dla uspokojenia swoich obaw. Na spacerku w lesie znaleźliśmy troszke grzybów. Fajnie jest mieć lasek 50 metrów od domu. :)

Po obiadku pojechaliśmy do Turzy na obchody upamiętniające śmierć zamordowanych w 1944r. Była msza w lesie przy grobie celebrowana przez biskupa K.Górnego, orkiestra wojskowa, podhalańczycy. 
W Turzowskim lesie





Tablica obok pomnika

Trochę historii dla nas a przede wszystkim dla K. I zapamiętał że: w 1944r, że odkopano 5 ciał, że było aż 5 grobów na 12 metrów długich, 2 metry szerokich i 2 metry głębokich, a pierwsza warstwa pochowanych ludzi była już 70 cm pod ziemią. Okropność.
Pomnik ku czci poległym
Po tych uroczystościach pojechaliśmy do rodziców wspominać zabawę weselną. Przyjechał brat.
Ogólnie dzień pozytywnie.

A dzisiaj czuję teraz jakąś niepewność, mam nerwa, czy to jakieś obawy, lęki. Jak to jest? idziesz spać jest super, wstajesz jest źle. Wrrr.
Jutro z Olkiem do kontroli. Jeśli nie będzie gorączki. Siedzę z nim sama w domu. Śpi. Mam strasznego smutasa. P przyjechał z pracy, żebyśmy mieli czym jechać z Olkiem do lekarza. Ale po powrocie siedzę sama no w sumie z koleżanką ścierą, płynem do mycia okien no i Olkiem. Czuję się taka samotna. P wybył -nic nie mówiąc - pomagać przy wykopkach. W tym czasie ugotowałam obiad. O rety jak ja czuję się dzisiaj podle.

niedziela, 19 września 2010

Niedzierrrrlllaa

Otworzyłam oczy, wstałam, naciągnęłam coś na siebie i po dziecko do dziadków. Tam kawa, szyszka weselna.
Można rzec, że weselicho udane. Były tańce, przy dennej kapeli. Może pobujałam się z 10 kawałków. Chłopaki starali się jak mogli. Początek sala pusta, później już wszystkim było obojętnie co i jak grają. Jedzonko dużo i smacznie. A na koniec gostek zaliczyl lądowanie ze schodów, spadochron się nie otworzył co skutkiem było wezwanie pogotowania: mnóstwo krwi, złamany nos, rozwalony łuk brwiowy. No wyglądał jak Adamek po walce z Grantem.

A teraz idę do lasu...

piątek, 17 września 2010

Callan

No i zaczęło się. Wczoraj lekcja pokazowa (próbna). Spodobało mi się. Dwie godziny skupienia.Lektorka ciągle mówi, pyta i jak się jest choć chwilę rozkojarzonym to wypada się z rytmu.  Grupa 6-cio osobowa. Bardzo fajna,śmieszna. Można pośmiać się z kogoś a przede wszystkim siebie jak się nie potrafi wypowiedzieć czegoś.
Więc zdecydowałam się na naukę. :) tadam :)
Może to coś da :) Wkońcu na drugi rok w planach mamy super wyjazd. Zaznaczam w planach :).

A że szukałam w kartonach książki do angielskiego, zobaczyłam ile papierzysk nie potrzebnych leży i zajmuje miejsce. No może pora zrobić z tym porządek.
W sumie P miał rację - kupe czasu, pieniędzy wydanych na wszystko co związane z księgowością i co? I tylko zostały papiery, książki. Nic z tym nie robię. I chyba nie będę robić. Przez dwa, trzy lata zapomniałam wszystko.
Oby nie było tak z powtórką angielskeigo :))))

czwartek, 16 września 2010

Spacer

Haha no i wróciłam ze spaceru. Dwa podejścia. Za każdym razem deszcz zawracał nas z drogi. Ależ ta pogoda jak kobieta zmienną jest..

A teraz mnie wzięło na przemyślenia. O tym jak to jest jak się pracuje i wszyscy są twoimi dobrymi kumplami. A jak siedzisz w domu - nikt do ciebie nie zadzwoni. Wszyscy żyją tym co robią. Nie ma w pracy znajomości bez interesowności. A może to tylko u mnie tak jest.

środa, 15 września 2010

Bieg

No dzisiaj to dzień przemknął mi niczym błyskawica. Codzienne obowiązki, uporanie się ze stertą zaległego prania, szybki obiad.

No wkońcu udało mi się pobiegać. Nie był to ani zawrotny dystans ani zawrotne tempo. Po roku nie biegania powoli trzeba wpaść w ten właściwy rytm. Może znów będą fajne dystanse i czasy, którymi można się pochwalić.
Dzisiaj tylko 2km. Na rozgrzewkę trochę skłonów, brzuszków.
Jutro pewno odezwą się zakwasy. Ale ponoć jak nic nie boli to człowiek umiera. :) Więc ...haha.
Wysiłek daje szczęście. Oby tak było.
Ja już jestem z siebie dumna, że wkońcu przełamałam lenistwo i wygospodarowałam czas na bieganie.

wtorek, 14 września 2010

CUDowne grzybobranie

Większość moich -to był cud..
Ach jak przyjemnie było. Udało się -wyjście na grzyby. Piękne słoneczko, las, fioletowe wrzosy, zielony mech. Cudnie. No i mnóstwo grzybów. Mnóstwo też mieszczuchów.
Nie wierzyłam wlasnym oczom, gdy udało mi się dostrzec malutkiego borowiczka wyglądającego spod listka. Uff, cud. Nie znosiłam-odkąd pamiętam wychodzić na grzyby, bo wszyscy znajdowali je oprócz mnie. Ale dzisiaj chciało mi się wyjść do lasu na odstresowanie, wzięcie oddechu... No i cud - i grzybki znalazłam, i odpoczęłam. Naładowałam swoje akumulatory.
Co za wspaniały dzień. Mimo, że w sprawach urzędowo-bankowych wciąż stoimy w miejscu i niestety przez nieudolność naszych banków pewnie będziemy stać jeszcze trochę.
Cały dzień rodzinnie i wesoło. Bez narzekań, dąsów, osądów, kłótni. Oby tych dni było więcej, jak najwięcej.

poniedziałek, 13 września 2010

Chciałoby się i co z tego

Czytając blogi innych - myślę - ludzie mają pasje, realizują się, robią to co kochają. PASJE I się zastanawiam, czy ja mam pasję, czy ja się realizuję, czy robię to co kocham? Hm. Tysiące pytań, brak odpowiedzi. W sumie jest odpowiedź - nie interesruje mnie nic szczególnego. Cały mój czas wypełniony jest czynnościami, które muszę wykonać. Rutyna.

Powinnam się cieszyć tym co mam. Mężem, dziećmi. Wydaje mi się, że w tej materii osiągnęłam wszystko co mogłam osiągnać :). Teraz pora zająć się sobą. Karierą. HAHA Hucznie zwał.
Postanowiłam zmienić pracę. Z dwóch głównych powodów.
Po pierwsze: brak możliwości rozwoju - constans na całego.
Po drugie: brak możliwości zwiększenia wynagrodzenia.
Dlatego pora zacząć szukać. Usłyszałam dzisiaj będąc w pracy i składając wnioski urlopowe, że 2 tys.netto na rękę (kobitka sobie tyle zażyczyła) to jakaś kosmiczna kwota. HAHA
Żeby nie zwariować idę na spacer. Biorę moich dwóch zbójów i idę się pozytywnie doładować.

PO SPACERZE..
Fajnie było: gaworzący szkrab w wózku,  "prawie młodzież" na rowerze.

Skąd tyle much, włażą mi na monitor. :)

... i się dowiedziałam, że nic nie robię by było dobrze. Bo od dwóch lat  niby mam sie uczyc angielskiego i tylko mam się uczyc, bo wciąż sie nie uczę, a to jest mi potrzebne po to by mieć lepszą pracę.
... i sie dowiedziałam, że kursy które mam i tak mi nic nie pomagają bo wciąż mam pracę mało płatną itd.
A jak powiedziałam że pójdę na kurs to...że i tak mi to nic nie da bo się nie mam zamiaru sama uczyć w domu. O rety.
Ale ten mój facet potrafi człowieka mobilizować, bo ponoć tak jest. Mówi mi to po to by mnie zmobilizować. Bo nic nie robię w tej kwesti bym miała lepszą pracę, tylko narzekam. Narzekam na wszystko i wciąż i ciągle..... No kurde mógłby dodać i stoi i sapie i dyszy i bucha uff, uff, uff.
No i co z tego, że naładowałam akumulatory. No i co z tego, że uśmiałam się z Kacpra jak grał w piłkę w pożyczonych od kolegi korkach o trzy numery (co cajmniej) za dużych.  I co z tego że poszłam do fryzjera by humor sobie polepszyć. Jak jedna rozmowa z najukochańszą, najbardziej ponoć wspierającą osobą ...i bańka prysła. Jak to można powiedzieć. Kurna poszło się ....

MOJE KOLEJNE POSTANOWIENIE
ZAPISAĆ SIĘ NA KURS ANGIELSKIEGO - chyba metodą Callana.
Nie wiem skąd kasa. W d...e to mam.

sobota, 11 września 2010

Dom, dzieci, mąż

wszystko na mojej głowie. Przebrnęliśmy wczoraj przez Flusia szczepienie. Był dzielny, dał radę. Po szczepieniu załatwianie spraw bieżących, banki, urzędy, punkty napraw.
Oczywiście później brak ochoty na to co powinno się mieć ochotę i bańka prysła. Uff. Ale faceci są ciężscy.
No i dzisiaj kwinta wisi. Nie dosyć, że pogoda pod psem to jeszcze nadąsany mąż. A ja osłabiona, leniwa. Trzeba zabrać się do jakiejś roboty, może się rozruszam. Co za dziwny okres w moim życiu, strasznie zrobiłam się leniwa, narzekająca, depresyjna. Zmęczenie.Hm. Ale czym? Robię to, co robi większość bab w moim wieku: obowiązki związane z bycia żoną, matką, gospodynią domową. O rety a jak dojdzie jeszcze firma. Aż strach pomyśleć. No cóż do roboty :)

czwartek, 9 września 2010

Znaki satanistyczne

Wczoraj był niesamowicie długi dzień. A wszystko jak zwykle toczyło się wokół Olka i Kacpra. Wokół Olka - bo spodobało mu się bycie na rączkach, cierpiał strasznie na bezruch leżąc na macie.
Wokół Kacpra - no bo oczywiście problemy.. Zaczął się rok szkolny, zaczęły się kłopoty. Nie wiem skąd to bierze się u niego. Oczywiście kłopoty na linii Kacper-Ksiądz. Wyjszłam wczoraj na spacerek, a że mijaliśmy szkołę, była pora zakończenia lekcji Kacpra - poczekaliśmy. Patrzę a coś niskiego, czarnego tupta za nami. KSIĄDZ. Wiedziałam, że Kacper zaliczył to co miał zaliczyć by być dopuszczonym do komunii, więc z uśmiechem (później tego żałowałam baaarddzzzzoooo) pytam księdza: jak tam na religii. A ksiądz, że Kacper pokazuje znaki satanistyczne. Ło matko....
No i już później całe popołudnie toczylo się wokoł tego. A bo się Kacper napłakał, głowa rozbolała, wymioty itd.
Skąd u dziecka takie zachowanie? W życiu bym się nie spodziewała takiego czegoś. Chyba za dużo czasu poświęcam młodemu a Kacper wykorzystuje to, albo tak reaguje na brak zainteresowania z mojej strony.
Trzeba to zmienić...

środa, 8 września 2010

Z pozytywnym...

nastawieniem na dzisiejszy dzień, zwlokłam się z łóżka. Pozytywnym i zwlokłam się hahah. No cóż takie o to moje pisanie. Ale piszę co myślę - więc taki oto jest efekt. To nie to samo co pisanie do gazety z tematyki rachunkowości Wn Ma itd. O jejku ale to było straszne. Ciągle korekty korekty nie docenionych, mało dowartościowanych bab... Ale minęło i nie ma co zrzędzić więcej.
Podziwiam moją koleżanię. Tak trzymaj ale weź oddech kobito. Spacer rano, w południe wieczorem, o matko :) Spacer hahah - raczej bieg z obciążeniem.
A mój plan na dzisiaj: hm, żeby nie było inaczej niż normalnie to gotowanie obiadu:zupa z wczoraj a na deser pierogi z truskawkami (zamrożonymi latem). W przerwach między wszystkim tym co związane z Olkiem - relax czyli czytanie.
No i koniecznie dzisiaj wieczorem BIEG. O rety po takiej przerwie to ja zdechnę a nie przebiegnę.
No i koniecznie dzisiaj nieustanne myśli co robić by było lepiej. Ponieważ ciągle cierpię na chroniczny brak kasy...

wtorek, 7 września 2010

I znów gotująco...

Chyba ten mój blog robi się blogiem kulinarnym. O to mój obiadek: smaczna pomidorowa i pyszne racuchy

No cóż z życia wzięte.
Wciąż łupie mnie w kręgosłupie. Nie mam sił ani ochoty na nic. Wrrr.
Taką mam ochotę zacząć znów biegać, ale ten katar, no i te chęci... no i brak sił..
Idę poczytać...

poniedziałek, 6 września 2010

Z podwórka...

UDAŁO SIĘ wkońcu znaleźć (dzięki Gosia)

Stare Dobre Małżeństwo

orzech starzeje się po włosku
jest twardy - lecz jednak do zgryzienia
zielone krople jego oczu
już mało mają do patrzenia

sąsiadka mruga do mnie często
to tik co został jej z małżeństwa
a mąż pijany suszy się na sznurze
już wkrótce przyjdą znowu święta

wisi też dywan co latać zapomniał
prezent od teściów - wierny pies
sierść mu się jeży już niegęsta
rzadkim wzruszeniom szkoda łez

tu trzeba twardo - jak ten orzech
niech nie pomyślą nic sąsiedzi
z dywanu lecą chmury kurzu
to może w nim złe licho siedzi? 
 
 http://teksty.org/v/0010/img/loading1.gif

Po wekendzie

I znów rozpoczął się kolejny tydzień. Tydzień walki z przeciwnościami dnia codziennego i tydzień szczęścia z tego co dzień przyniesie.
Z nosa wciąż kapie.
Wekend minął bardzo szybko no i można powiedzieć że fajnie. Oczywiście mąż zarzucił focha, ja na niego też. Super gość, ale o wszystkim chce decydować, zawsze chce mieć ostatnie zdanie.
Ale wczoraj postarł się, gdy odwiedził nas mój brat z żoną i synkiem. Zapodał wszystko co potrzebne do lekkiego poucztowania. No wkońcu rodzina się powiększy :). Oj jak dobrze że Fluś już taki duży.


Alfabet nauczony - oby Kacper dzisiaj na nim nie poległ.
A co w tym tygodniu? Jakie plany? A nijakie. Do przodu...

sobota, 4 września 2010

Dzień jak każdy

W sobotę zazwyczaj można pospać dłużej. O ile:
- nie obudzi cię dziecko,
- nie boli cię gardło,
- masz nie zatkany nos. :)
I tak własnie było dzisiaj.
Jejku ale u mnie nudy w tym życiu - od sprzątania, gotowania, prania po karmienie, przebieranie, usypianie.
Super życie. :)

A chciałoby się tak, choć na chwilę wrócić do pięknej Hiszpanii....

czwartek, 2 września 2010

Szarlotka

Od kilku dni zamierzałam się do zrobienia szarlotki. Nazbierałam jabłek tzw. spadów i do roboty. Przepis z netu - nie sprawdzany. No wogóle ta szarlotka to "mój pierwszy raz". Iiiiii naprawdę rewelacyjnie się udała.
Zapodałam z lodami i bitą śmietaną.
Chłopaki się zajadali. No oprócz Loli - bo on tylko skosztował bitej śmietany.
Powiedziałam "STOP" nie ma trzeciej dokładki.
Przepis http://gotowanie.onet.pl/699,0,1,kruche_ciasto_szarlotka,ksiazka_przepis.html

Ogólnie dzień superowy, mimo że Fluś (czyli Olek lub Lola ) trenował nowe krzyki...
Nienajedzone dziecko - a dzisiaj tak się postarałam i zrobiłam mu pyszną zupkę. Przetarte na sitku: ziemniaczek, marchewka, brokuł
Ale miałam dzisiaj wenę KUCHARY, juz nie opiszę co zapodałam na obiad.

Mysz

Nie wierzyłam własnym uszom - jak kilka dni temu Kacper krzyczy siedząc w wannie (dosłownie miał sie kąpać) krzyczy -"mamo mysz".
Dzisiaj sama doświadczyłam tego czegoś tzn. szoku - wchodzę do garderoby Kacpra a tu "mała myszka siedzi sobie i ...".
Oj będzie sie działo, będzie - polowania czas zacząć... oczywiście jak wróci meżuś :)
Po niezbyt udanym dniu wczorajszym, zaczynam działać znów niby pozytywnie myśląc.
Chyba jestem uzależniona -od internetu oczywiście. No cóż trzeba z tym walczyć. Hihi Niesamowity pochłaniacz czasu.

środa, 1 września 2010

Kac moralniak

Kac moralniak
Dzieciak sam do szkoły poszedł. No cóż czasem dziecko musi umieć poradzić sobie SAMO.
A tak poza tym to dzień jak co dzień, no może z tym wyjątkiem, że leje cały dzień.
Zimno. Trzeba będzie może jutro zapalić w kominku. Tak właśnie, będzie miło i przyjemnie.
Już chyba wiem co chciałabym spróbować robić - może decoupage, a może scrabbooking. Wydaje się ciekawe. A czy pozostanie tylko słomianym zapałem - to też się okaże.
Olek zasnął, Kacper wraca od dziadków z listami (same ponoć rachunki). Idzie bardzo ociężale. Czyżby 7dmio latkowi też opłaty ciążyły aż tak bardzo. :)
Poczytam chwilę moją zbawienną książkę Moc pozytywnego myślenia- rozdział: Jak przełamać nawyk denerwowania się.
A później otworzę listy z rachunkami.